Kimi Raikkonen nie krył ostrzejszych słów po wydarzeniach, które miały miejsce podczas kwalifikacji do GP Turcji. Gdy kierowcy walczyli z czasem na torze nadal znajdował się dźwig.
Sobota w Turcji okazała się deszczowa i kwalifikacje przeciągały się. Organizatorzy obawiali się, że nad torem zapadnie zmrok zanim zakończą się jazdy. Na początku drugiej części jazd zapalone zielone światło przy wyjeździe z boksów podczas, gdy na torze nadal pracował dźwig. Z toru usuwany było auto Nicholasa Latifiego.
Zobacz też: Jules Bianchi – śmiertelny wypadek kierowcy Formuły 1 na torze Suzuka
W 2014 roku w podobnych okolicznościach zginął Jules Bianchi. Podczas deszczowego GP Japonii nie zdołał opanować swojego auta i uderzył w pracujący na torze dźwig. Wielu kierowców pamięta te wydarzenia i głośno wyrazili swój sprzeciw. Wśród nich znalazł się również kierowca Alfa Romeo Racing ORLEN: Kimi Raikkonen.
– Oczywiście, gdy minęliśmy ósmy zakręt, pojawiły się żółte flagi i w pewnym sensie spodziewałem się, że będziemy jechać wolno. Ale w takich warunkach, zwłaszcza jak jest ślisko, nie ma znaczenia jak wolno jedziesz. Możesz stracić kontrolę nad autem. To było dalekie od ideału – mówił Raikkonen.
– Zdecydowanie lepiej byłoby, gdybyśmy poczekali aż wyciągną samochód i tor byłby czysty. Tak jak mówiłem, możesz jechać wolno, ale nadal to może być 120 km/h. Gdy w takich warunkach stracisz kontrolę nie wiesz, co się wydarzy. To był koniec okrążenia, ale równie dobrze mogliśmy poczekać trzy minuty i nie podejmować ryzyka. Oczywiście to nie nasza decyzja. Gdy tor jest otwarty staramy się jak najlepiej wykorzystać go – zakończył.
Dziś podczas spotkania z zawodnikami FIA ma przedyskutować temat z kierowcami.