Bezpieczeństwo w sportach motorowych od wielu lat stanowi temat numer jeden. Czasami jednak nadal zdarzają się nieszczęśliwe wypadki, które mogą doprowadzić do tragedii. Wielu z nich można jedna uniknąć.
W miniony weekend na dobrze znanej trasie w Załużu odbył się Bieszczadzki Wyścig Górski. Impreza stanowiła rundę mistrzostw Polski, Słowacji oraz International Hill Climb Championship więc nie było mowy o zaniechaniu jakiegokolwiek aspektu pod względem bezpieczeństwa. Co więcej trasa jest na tyle dobrze przygotowana, że mogą na niej rywalizować kierowcy formuł.
W motorsporcie dochodzi jednak do nieszczęśliwych wypadków i kwestie bezpieczeństwa nawet na takich imprezach trzeba poruszać cały czas. Zacznijmy od tego, że trasa wyścigu górskiego jest przygotowywana w taki sposób, by sędziowie na punktach obserwacyjnych mogli ustawieni „po sznurku” widzieć całą trasę. Jeden z takich posterunków obserwacyjnych ustawiono jednak na wypadkowej, na co nikt nie zwrócił uwagi.
Na jednym z przejazdów jeden z kierowców nie zdołał zahamować do lewego zakrętu i uderzył w bandę. Siła uderzenia była na tyle duża, że koło auta przeszyło ją. Na szczęście zadziałała jej konstrukcja i większość energii rozeszła się na całej długości konstrukcji. O ogromnym szczęściu mogą jednak mówić osoby, które zabezpieczały ten punkt. Odrobina pecha i zamiast cieszyć się startem sezonu GSMP tworzyłbym czarny nagłówek.
Sportową rywalizację pierwszego dnia wygrał Igor Drotar korzystający ze Skody Fabii WRC. Najlepszy z Polaków: Waldemar Kluza w kolejnej Fabii został sklasyfikowany na trzeciej pozycji.
W drugim wyścigu świetne tempo pokazał Sebastian Petit. Francuz za kierownicą Novy NP 01-2 o blisko dziesięć sekund pokonał powracającego do sportowej rywalizacji Piotra Parysa.