Czy ceny paliw w tym roku przekroczą 6 zł za litr? Raczej nie należy się tego spodziewać. Na pewno nie dojdzie do tego w przypadku paliwa typu diesel. A benzyna… no cóż – też będzie o to raczej trudno. Co z LPG?
Od pewnego czasu ceny ropy naftowej utrzymują się na takim samym poziomie. Kolejna sprawa jest taka, że kraje OPEC raczej będą zwiększać wydobycie. A to sprawi, że diesel i benzyna nie będą drożeć w jakimś zatrważającym tempie, o ile w ogóle będą drożeć… Podobnie sytuacja ma się w przypadku LPG.
Benzyna na ten moment w naszym kraju kosztuje średnio 5,74 zł za litr. To oznacza, że w przeciągu jakichś dwóch miesięcy podrożała może o 5 groszy. Jasne – to dosyć wysoka cena, natomiast szaleńczy pęd w kierunku 6 zł się zatrzymał. Eksperci od kilku miesięcy podkreślali, że jeśli cena nie dobije do 6 zł w okresie wakacyjnym, to później najprawdopodobniej również nie dobije do takiego pułapu.
Diesel kosztuje na ten moment 5,43 zł za litr. I można tutaj zauważyć, że ten rodzaj paliwa wyjątkowo dobrze zniósł odbijanie się z pandemii koronawirusa. Sam jeżdżę hybrydą, więc muszę tankować do niej również benzynę. I uwierzcie mi, na te 5,43 zł za litr patrzę aktualnie z bardzo dużym utęsknieniem.
Jest drogo, ale drożej może już nie będzie
Stosunkowo najgorzej wygląda sytuacja z LPG. Pamiętamy sytuację, kiedy za autogaz trzeba było zapłacić np. 1,70 zł za litr. Teraz cena zbliża się już do 2,67 zł. Oczywiście, w dalszym ciągu jest to tańsze jeżdżenie, ale rynek nie oszczędza także tej gałęzi.
A zatem, czy ceny paliw wzrosną w tym roku do pułapów ponad 6 zł za litr? Raczej nie należy się tego spodziewać. Oczywiście nie jest to wykluczone, bo nie wiemy, co się wydarzy. Natomiast na chwilę obecną nic nie wskazuje na to, aby takowa podwyżka mogła mieć miejsce. Z drugiej strony nie możemy też oczekiwać, że ceny pójdą w dół. Aktualny poziom powinien utrzymać się jeszcze przez dłuższy okres. Chociaż im bliżej jesieni, października, listopada, tym sytuacja powinna wyglądać lepiej.
Aktualnie sytuacja dla posiadaczy diesla jest w miarę OK. Przy zatankowaniu pełnego baku w samochodzie, do którego wejdzie 40 litrów paliwa, kierowca zapłaci jakieś 217 zł. W przypadku kierowcy benzyniaka, będzie to o 12 zł więcej. Ja rozumiem, że to nie jest jakaś wyjątkowo duża różnica, natomiast wiecie o co chodzi – nie tankuje się raz w miesiącu. Nagle z 12 zł zrobi się 70… a to już nie są pieniądze, które ot tak chciałbym wyrzucić w błoto.
Przyszłość nie wygląda najlepiej
Najgorsze jest to, że czasy takiego pięknego – i być może taniego – tankowania, odchodzą w niepamięć. Nagonka Unii Europejskiej na wszystko co piękne w motoryzacji postępuje. Nie możemy oczekiwać, że ceny paliw pozostaną na tym samym poziomie. Przecież oni robią wszystko co w ich mocy, aby zniechęcić nas do zakupu samochodów spalinowych.
Na razie objawia się to m.in., w normach emisji spalin, które sprawiają, że ceny nowych aut są już patologiczne. Jeśli to nie zadziała, przyjdzie pora na podwyżki jakichś akcyz i podatków. Zresztą, produkcja też nie będzie rosła, skoro producenci odejdą od aut spalinowych. Przyszłość nie rysuje się w kolorowych barwach…