Myśli, że jeździ Passatem, więc jest królem drogi? Ewidentnie ten kierowca sobie myślał, że wyprzedzanie jest wyłącznie jego przywilejem. Inni mają się przed nim odsuwać i nie ma dyskusji. Żenujący spektakl.
Żenujące widowisko tak naprawdę zaczyna się od razu po zapaleniu się zielonego światła. Wtedy to nasz król w Passeratti chce zabrać się za wyprzedzanie, no ale niestety ktoś już jest na jego ukochanym lewym pasie. Co w takiej sytuacji nakazuje zrobić kodeks prawdziwego króla drogi?
No wiadomo co… trzeba się poprzepychać. Więc nasz bohater w bezczelny sposób ot tak zmienił pas. To nic, że z prawej strony już jechało inne auto. Król w Passeratti zmienia pas i inni mają hamować i się odsuwać. Chłop ewidentnie myśli, że ma tu pierwszeństwo i inni by mu tylko przeszkadzali.
Wszystko to wyglądało po prostu… źle. A skąd tak kontrowersyjne pytanie, czy w Warszawie wszyscy tak jeżdżą? Druzgocące jest to, że według wielu nic się tutaj nie stało i „codziennie się tak jeździ”. No może i tak, ale nie wszędzie. Taki brak szacunku i bardzo intuicyjna jazda na granicy przepisów to – mamy takie wrażenie – domena większych miast. Każdy, kto mieszka w mniejszej miejscowości i wybierze się np. do Warszawy widzi to od razu. To miejska dżungla, w której każdemu się spieszy.
Nagle kierunkowskazy, czy jakieś zachowanie chociaż minimalnego dystansu nie ma znaczenia. Jakie wnioski mają ludzie po wizycie w dużym mieście? Chyba tylko takie, że ludzie jeżdżą tam jak ostatnie chamy i trzeba się wszędzie pchać i wciskać, inaczej znikniesz w gąszczu aut, „zakrzyczany” przez klaksony.