Co ma wspólnego alkohol ze sportem motorowym? Na pierwszy rzut oka niewiele, o ile coś w ogóle. To jednak dosyć mylące. Gdyby nie nielegalny obrót bimbrem, nie powstała by jedna z najważniejszych, o ile nie najważniejsza seria wyścigowa świata.
Mowa w tym wszystkim o serii NASCAR. Dlaczego nazwałem ją jedną z najważniejszych na świecie? O tym później. Jeśli na co dzień kompletnie nie interesujecie się amerykańskimi wyścigami stock carów, to i tak dajcie temu szansę – sama historia początków jest naprawdę kapitalna.
Na samym początku musimy postawić okres amerykańskiej prohibicji trwający od 1919 do 1933 roku. Krótko mówiąc, na podstawie 18. poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych senat zakazał produkcji, transportu oraz sprzedaży alkoholu na terenie całego kraju. A to otworzyło drogę do szarej strefy.
Oczywiście w podziemiu alkohol nadal był produkowany, a jego transport nazywany był potocznie „rum-running”. Krótko mówiąc – szmuglerka. Podczas prohibicji do Stanów trafiał głównie alkohol i inne „dobra” z Kanady, natomiast krajowi „producenci” też nie siedzieli z założonymi rękami.
Kierowcy parający się rum-runningiem szybko zrozumieli, że chcąc uniknąć nieprzyjemności z policją i ewentualnego zatrzymania podczas transportu, muszą nieco pogrzebać w swoich samochodach. Sprawiali oni, że samochody stawały się szybsze i zdecydowanie lepiej się prowadziły. W pewnym momencie auta można było po części nazwać już wyścigowymi, a kierowcy oprócz rozwożenia nielegalnego alkoholu, lubili się między sobą ścigać.
Wyścigi przyciągały widownię, spodobały się Amerykanom. Ze szmuglerki wywodzi się wielu kierowców ścigających się w pierwszych latach NASCAR. Za przykład można podać chociażby Juniora Johnsona. Ojciec Juniora, Robert Glenn Johnson Sr. był głęboko zamieszany w rum-running i spędził niemal 20 lat w więzieniu. Junior również transportował whisky, spędził nawet rok we więzieniu w Ohio, chociaż wyrok zapadł za coś innego – nigdy nie złapano go na transporcie bimbru.
Później Junior Johnson zrobił karierę w NASCAR. Wygrał 50 wyścigów, a następnie został właścicielem zespołu. Na przestrzeni lat sponsorował mistrzów serii, m.in. Cale’a Yarborough, czy Darrella Waltripa. W bliźniaczy sposób do NASCAR trafiało wielu innych kierowców, głównie z Karoliny Północnej, która jest jednym z najsilniejszych ośrodków pucharowej serii po dziś dzień.
Południe Stanów żyło wyścigami. Oprócz kierowców rozwożących nielegalny bimber było też całe „zagłębie” wyścigowe na Florydzie z legendarną po dziś dzień miejscowością Daytona Beach. Tam ścigano się już na początku XX wieku. Jedną prostą stanowiła droga stanowa A1A, drugą… plaża. To było pierwsze miejsce, gdzie Amerykanie za wszelką cenę starali się bić rekordy prędkości, jeszcze przed przenosinami na wyschnięte jezioro Bonneville. Z czasem samo bicie prędkości przerodziło się w czyste, „owalne” ściganie.
W 1933 roku prohibicja w Stanach się skończyła, co zakończyło rum-running. Wielu kierowców pozostało z samochodami, które od teraz nie stanowiły już użytku w ucieczce policji. Co z nimi zrobić? To oczywiste, od tej pory wyłącznie się ze sobą ścigali. W tym samym czasie na Florydzie kwitnął ośrodek Daytona Beach. Wszystko powoli układało się w jedną całość, którą skutecznie połączył William France Sr.
France Senior był mechanikiem, który w poszukiwaniu zarobku, z żoną, skrzynką narzędzi i 25 dolarami przeniósł się do amerykańskiej stolicy wyścigów, Daytony. William poznał skalę tego co się dzieje na owalu i zauważył, że kierowcy są tam zwyczajnie wykorzystywani, są maszynką do zarabiania. Postanowił to zmienić – zebrał kierowców, mechaników, całe zespoły i ustalił wraz z nimi zasady, reguły, kalendarz wyścigów itd. Rozmowy w barze Ebony w hotelu Streamline w Daytona Beach zakończyły się 21 lutego 1948 roku. Tak powstała organizacja o nazwie NASCAR – National Association for Stock Car Auto Racing.
Reszta to już historia. Historia zbyt długa, piękna i obfita w anegdoty, aby przytoczyć ją na jeden raz. Po dziś dzień Floryda i Karolina Północna to najważniejsze ośrodku pucharowej serii. Główna kwatera NASCAR mieści się… a jakże by inaczej, w Daytona Beach, gdzie odbywa się słynny Daytona 500, czyli Wielki Amerykański Wyścig rozpoczynający każdy sezon. Ale cztery ważne biura znajdują się w Karolinie Północnej, najważniejsze z nich w Charlotte, gdzie znajduje się flagowy obiekt serii, Charlotte Motor Speedway, goszczący na przestrzeni roku dwa wyścigi – Coca Cola 600 i Bank of America Roval 400, a także weekend gwiazd, NASCAR All-Star Race.
Dlaczego nazwałem NASCAR jedną z najważniejszych serii wyścigowych świata? Bo tak po prostu jest. To, że Europejczycy nie rozumieją ścigania po owalu, nie znaczy, że jest ono bez sensu. W Stanach Zjednoczonych seria to drugi najpopularniejszy sport, zaraz po futbolu i lidze NFL. To święte wyścigi Amerykanów. Dość powiedzieć, że spośród 20 imprez sportowych cieszących się największą popularnością i oglądalnością w Stanach Zjednoczonych, 17 pozycji to wyścigi NASCAR!
A skoro NASCAR odgrywa tak ogromną rolę w kraju, który jest światową potęga i ma największą gospodarkę, to jego pozycja po prostu musi być wysoka. Nie mówię, że seria jest ważniejsza od Formuły 1… nic z tych rzeczy. Patrząc globalnie na pewno jej ustępuje. Chociaż w samej Ameryce F1 to niszowa seria. Coś jak polski turniej darta przy meczach piłkarskiej Ekstraklasy u nas. Oni kochają NASCAR. To ich wielka, wyjątkowa, święta seria i co tu dużo mówić… my możemy im jedynie pozazdrościć.