Elektryczne lobby prężnie działa. Wszyscy po kolei wmawiają nam, że wszystko co spalinowe jest złe, a elektryczne dobre. No cóż – ekolodzy musieli być cholernie zawiedzeni, bo nagle okazało się, że to… diesel uratował miasto.
Te przepiękne wieści dochodzą z Warszawy. Cudowne, wymuskane, pachnące nowością elektryczne autobusy nie dały rady. Dlaczego? Odpowiedź jest banalnie prosta – bo przyszło parę dni zimy i jest problem. I co – nagle miasto ratować ma „stary, trujący, śmierdzący” diesel? Ekolodzy pewnie już dostali spazmów na ten widok.
KIEROWCO! ODBIERZ BON NA 120 PLN DO WYDANIA NA STACJACH BENZYNOWYCH
Sytuacja jest tutaj w miarę prosta. Autobusy elektryczne poumierały, wystarczyło trochę mrozu. Według lokalnych mediów samego 8 lutego odwołano „z pracy” 30 autobusów elektrycznych. Nadeszła zima i wszystkie przepiękne plany i twierdzenia aktywistów umarły.
Nagle pojawił się problem i miasto było skazane na „starego, śmierdzącego” diesla. Oczywiście już pojawiły się głosy, że to wina braku ładowarek na pętlach itd. No i co by im dała ta ładowarka? Autobus zajechałby na pętlę i się ładował minimum 3 godziny? Jaki jest sens utrzymania takiego sprzętu, kiedy są autobusy z silnikami spalinowymi. Jeździ taki cały dzień, tankowanie trwa 2 minuty i już, po problemie!
Oczywiście absurd goni absurd. Każdy trzeźwo myślący człowiek widzi, że elektryki się aktualnie do niczego nie nadają. Nie są funkcjonalne. Pokazuje to przykład tej zimy – w takim kraju jak Polska mamy niskie temperatury, to oczywiste. A co się stanie, kiedy flota w kolejnych miastach będzie już wyłącznie elektryczna? Co wtedy? I nie jest to wcale jakaś bzdura, bo przecież są takie plany! Co wtedy powiedzą ludziom? Idźcie pieszo do pracy, to będzie lepsze dla naszej planety?