Kilka dni temu awarię miał Facebook, a wczoraj to samo spotkało Google. Kilka ostatnich dni trochę unaoczniło nam w jakim świecie obecnie żyjemy. Czy tego chcemy, czy nie, jesteśmy uzależnieni od sieci i wszystkiego, co się w niej znajduje.
Kilkanaście dni temu wpadłem na pomysł pewnego artykułu, w którym zastanawiałem się jak wyglądałby świat bez Google Maps. Ta i inne popularne usługi weszły do naszego życia w taki sposób, że korzystamy z nich wręcz podświadomie. Na co dzień się nad tym nie zastanawiamy, ale obecnie nikt z nas nie wyobraża sobie życia właśnie bez nawigacji w telefonie, YouTube, czy Facebooka.
Dla wielu osób wszystkie te narzędzia są wręcz „miejscem” pracy. Czy to właśnie Facebook, czy YouTube. W moim artykule zauważyłem, że na co dzień nie doceniamy tych usług, ale gdyby ich zabrakło, wszyscy byśmy spanikowali. Kompletnie się tego nie spodziewałem, ale kilkanaście dni później dostałem potwierdzenie swoich przypuszczeń.
Najpierw stanął Facebook, potem Google. I zrobił się problem. Bo nagle nie działały mapy, nie było nawigacji, YouTube nie odtwarzał filmików, nie działała aplikacja do zdalnego nauczania, nie funkcjonował mail, dysk, arkusze itd. I trwało to kilkadziesiąt minut, ale u niektórych, szczególnie osób młodszych, wywołało to jakąś absolutną panikę.
Świat bez Google? Niemożliwe…
Czy ktoś tego chce, czy nie, internet jest nieodłącznym elementem naszego świata. Jesteśmy od niego uzależnieni i nie pamiętamy życia bez niego. To wydaje się jakaś zamierzchła historia, przeszłość której nikt już nie pamięta. 20 lat temu coś takiego byłoby jeszcze nie do pomyślenia. Jasne – komputer w domu pewnie był w zasięgu, ale 5 komputerów, w tym po jednym u każdego dziecka, jeden rodziców i jeden u dziadków, którzy korzystają z niego każdego dnia?
KIEROWCO! SPÓŹNIŁEŚ SIĘ Z WYMIANĄ OPON? SPRAWDŹ NAJLEPSZE OFERTY!
Zresztą, ostatnio wracałem z Gdańska na samo południe Polski. W pewnym momencie gdzieś niedaleko Częstochowy mapy Googla dosłownie wyprowadziły ludzi w pole. Nawigacja pokazywała skręt w kierunku autostrady, którego nikt nie widział, którego fizycznie nie było, nie istniała tam utwardzona droga. I co? I w tym miejscu był po prostu chaos!
Odcinek świecił się na czerwono, środek budowy, jakieś zakazy, jedno auto jechało prosto pod zakaz, drugie zawracało z tyłu na rondzie, trzecie skręciło w prawo do rowu w jakieś koszmarne dziury, inne pojechały w lewo, zaraz zawracały – jak dzieci we mgle. Wszyscy się miotali i nie wiedzieli co ze sobą zrobić.
Ewidentnie tego zjazdu tam nie było, albo nikt z nas go nie widział. Jasne, szybko dodałem do trasy kilka przystanków, zrobiłem sobie objazd, przejechałem przez jakieś wioski i 15 minut później jechałem już przez centrum Częstochowy. Ale pomyślałem sobie przez chwilę – co, gdyby tych map wtedy nie było, gdyby wtedy przytrafiła się awaria. Przecież ci ludzie, na czele ze mną, miotaliby się po tych wioskach pod Częstochową aż do momentu, kiedy ktoś przywróciłby Maps do żywych.