Pod koniec września Kongres USA wyraził zgodę na sprzedaż 32 najnowocześniejszych myśliwców F-35 Polsce. Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak zapowiada twarde negocjacje, a będzie z czego zbijać.
Gdy flota nowoczesnych F-35 Lightning II wzbiła się w powietrze od razu stała się najbardziej zaawansowaną technologicznie i najdroższą flotą w historii. Sam kask dla specjalnie wyszkolonego do obsługi tej maszyny pilota warty jest ponad 1,5 mln złotych. Dla porównania topowy kask Stilo ST5R ZERO 8860 kosztuje ok. 25 000 zł. Rachunek jest więc prosty – kask pilota myśliwca jest o… 60 razy droższy od tego używanego w motorsporcie na najwyższym poziomie.
Pierwszym pilotem, który uzyskał kwalifikacje do prowadzenia myśliwca F-35 był Generał porucznik Eric Smith z 58. dywizjonu. On też jako pierwszy miał okazję przetestować nowe modyfikacje w skład których wchodzą szybszy dostęp do informacji taktycznych i lepszą widoczność tego, co znajduje się na lądzie.
Kask wyświetla informacje płynące z kamer umieszczonych pod spodem samolotu. Dzięki temu mogą oni działać dużo sprawniej i bezpieczniej. To wszystko ma jednak swoją cenę – kask kosztuje 400 000 dolarów za sztukę. To aż cztery razy więcej niż siły powietrzne musiały zapłacić za hełm do F-16. Air Force Times szacował, że zapewnienie kasków wszystkim pilotom F-35 w Stanach Zjednoczonych będzie kosztowało conajmniej miliard dolarów.
To mniej więcej 12 palet stu dolarówek.
Życie pilota korzystającego z nowego kasku nie będzie jednak usłane różami, bowiem będzie on musiał spędzić zdecydowanie więcej czasu na siłowni.
Jak to zwykle bywa w przypadku nowinek tego typu, nie brakowało zwolenników teorii, że tak wysokie koszty nie są uzasadnione i uderzają w kieszeń podatników. Szef sztabu sił powietrznych generał Mark Welsh skwitował krótko, że nowy kask jest kluczem do zapewnienia pilotom możliwości, o których wcześniej mogli tylko pomarzyć.