Wojna przeciwko silnikom typu Diesel cały czas trwa. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę z tego, że wzrost akcyzy na olej napędowy dotknie wielu kierowców i nie tylko. Dodatkowy podatek na ten rodzaj paliwa odczuje dosłownie każdy.
Diesel to nie tylko osobówki
Większość ludzi zajmuje się i myśli tylko i wyłącznie o samochodach osobowych napędzanych Dieslem. Zapominają jednak, że flota ciężarówek i furgonetek używanych do transportu również napędzana jest olejem napędowym.
Kolejne kraje decydują się na wprowadzenie podatków i akcyz od Diesla. Nieuniknione jest, gdy ten trend przyjdzie również do Polski. Podwyższona akcyza na olej napędowy oznacza wzrost kosztów transportu: żywności, lekarstw, odzieży i wszyskich podstawowych towarów, które docierają do naszych sklepów.
Po skandalach, jakie wybuchły w ostatnich latach, wojna przeciwko Dieslowi nabrała na sile. Dodatkowym „atutem” dla rządów wielu państw jest pandemia koronawirusa i potrzeba ożywienia gospodarki. Z tego względu np. Niemcy, czy Wielka Brytania, zdecydowały się już na podatek dla posiadaczy Diesla i bonusy dla tych, którzy zdecydują się na elektryka.
Decyzja musi być przemyślana
Oczywiście, polityka na rzecz czystszego środowiska jest czymś dobrym. Z drugiej jednak strony istnieje ryzyko, że przy efekcie domina, wyższe akcyzy i podatki mogą z czasem spaść na konsumentów, czyli na nas wszystkich. Nie ominie to również ludzi, którzy nie posiadają samochodu.
Posiadanie samochodu z silnikiem Diesla zawsze było tańsze od samochodu na benzynę. Dzieje się tak, bowiem cena oleju napędowego zawsze była niższa od benzyny. Samochody napędzane silnikami wysokoprężnymi mają również tendencję do spalania mniejszej ilości paliwa.
Przecierają szlaki
W Niemczech kierowcy SUV-ów z Dieslem będą musieli sięgnąć głębiej do kieszeni. Wszystko za sprawą nowego podatku nałożonego na tę grupę kierowców. Urzędnicy mają nadzieję, że odepchnie on kierowców od trujących samochodów i skusi do zakupu samochodu elektrycznego. Nasi zachodni sąsiedzi chcą z kolei nagradzać kierowców pojazdów elektrycznych. A karać tych, którzy utknęli w erze kamienia łupanego i SUV-ów napędzanych benzyną i Dieslem. Zgodnie z tym planem, już wkrótce poważnym zmianom ulegną wszystkie stacje benzynowe w Niemczech.
Zdaniem niemieckich urzędników za niską sprzedaż samochodów elektrycznych odpowiada słaba infrastruktura. Niemcy mają nadzieję, że oferując ładowanie pojazdów elektrycznych na każdej stacji w kraju, zlikwidują obawy społeczeństwa i wypromują czystszy transport. Celem jest stworzenie co najmniej 70 000 stacji ładowania i kolejnych 7000 stacji szybkiego ładowania rozmieszczonych w całym kraju.
Na podobny ruch najprawdopodobniej zdecyduje się rząd Wielkiej Brytanii. Najnowszy pomysł ma być także pomocny w ożywianiu gospodarki po pandemii COVID-19. Premier Boris Johnson chce zapłacić kierowcom do 6000 funtów (30 tys. zł) za zamianę samochodu napędzanego silnikiem Diesla lub benzynowym na pojazd elektryczny.