W nocy z piątku na sobotę 9 stycznia doszło do bardzo groźnie wyglądającego wypadku. Wyścig ulicami Warszawy dla tej dwójki skończył się potężnym dzwonem. Toyota, która dachowała, uszkodziła po drodze kilka samochodów, a kierowca na szczęście opuścił swój pojazd o własnych siłach. Tak dobrego przykładu na to jak nie jeździć, dawno nie widzieliśmy.
Wyścig? Panowie, litości…
Mamy dopiero pierwsze dni stycznia, a konkurs na dzbana roku możemy uznać już za rozstrzygnięty. Przecież nikt nie pobije osiągnięcia tej dwójki… Nielegalny „wyścig” ulicami Warszawy zakończył się w najgorszy możliwy sposób.
Jak mogło do tego dojść? Przecież nagranie z wideorejestratora pokazuje, że droga nie dość, że pusta, to jeszcze całkowicie prosta… To tylko dowód na to, że „wyścig” zawsze powinien odbywać się na torze, w kontrolowanych warunkach, a nie na publicznej drodze. Całe szczęście, że nikt nie ucierpiał w tym zdarzeniu.
W opisie filmu na portalu YouTube czytamy: – Kierujący osobową Toyotą, stracił panowanie pojazdem i doprowadził do dachowania uszkadzając po drodze, na pobliskim parkingu kilka aut. Kierowca o własnych siłach wydostał się z uszkodzonego pojazdu Drugie także wpadło w poślizg i uderzyło w krawężnik. Tutaj kierowca postanowił oddalić się z miejsca zdarzenia. Warszawa – Aleja Niepodległości.
Jak do tego doszło… nie wiem!
Co mogło doprowadzić do takiego obrotu spraw? Pomijając już nadmierną prędkość i buzującą w kierowcach adrenalinę, na pewno zabrakło podstawowych umiejętności jazdy samochodem. Gdy „wyścigowa” Toyota pojawia się w obiektywie, przypomina się kultowy „miota nim jak szatan”. Niestety, kierowca nie zdołał już wyciągnąć samochodu z poślizgu, wypadając z drogi.
Niech ten film posłuży jako przykład dla tych, którzy lubią próbować swoich sił na publicznych drogach. Następnym razem, gdy będziecie chcieli się ścigać, pomyślcie, że zamiast drzew mógł tam stać pieszy.
KIEROWCO! TO NAJLEPSZY MOMENT NA ZAKUP OPON! SPRAWDŹ PROMOCJE