Pojawił się zupełnie nowy król utraty wartości – właściciela tego samochodu przejechanie 1 kilometra kosztowało nieco ponad 210 złotych! Wyobraź sobie, że jedziesz rano po bułki, 2 kilometry w jedną stronę, 2 kilometry w drugą. Płacisz 4 złote za bułki i 840 zł za podróż samochodem…
1 kilometr za 210 złotych?
Ludzie bogaci kupują sobie drogie samochody, ale nimi nie jeżdżą – bo ich po prostu na to stać. To paradoks, ale tak to właśnie wygląda. Ale są też tacy, którzy kupują luksusowe samochody żeby kręcić nimi ogromne przebiegi.
Weźmy na przykład obrotnego biznesmena, który kupi na przykład Mercedesa Klasy S. Przez trzy lata zrobi nim (albo jego szofer) 200 000 kilometrów, co kosztowało go 700 000 złotych. Ale kilometr kosztował go wówczas tylko 28 groszy, a nie 210 złotych. Co więcej, podczas tych podróży zapewne załatwiał interesy warte wielokrotnie więcej.
Przeważnie jednak drogie i luksusowe samochody stoją w garażu – ciężko więc na nich zarobić, nawet jeśli sprzedajemy je przy przebiegu 10 000 km. Choć całkowity koszt posiadania takiego samochodu spadnie (paliwo, opony, serwis), nagle okaże się, że 1 kilometr kosztował nas 210 złotych.
Z Katowic do Warszawy za 63 000 zł
Właściciel Rolls-Royce’a Phantoma przekonał się o tym na własnej skórze. Samochód zakupił w Monako w 2007 roku za 525 000 euro (2,4 mln złotych). Teraz jednak trafił na sprzedaż w Holandii i jest wystawiony za 175 000 euro (780 000 zł). To wciąż dużo pieniędzy, ale zerknijmy na jego przebieg.
Pierwszy właściciel przejechał tym samochodem tylko 7414 kilometrów, co oznacza, że kosztowało go to 525 000 euro – 175 000 euro = 350 000 euro (1,6 mln złotych). Gdy podzielimy to przez kilometry, otrzymamy liczbę 47,2 euro za przejechany kilometr. To 210 złotych tylko w przypadku utraty wartości – bez benzyny, opon, przeglądów serwisowych…
Wyobraźcie sobie, że macie teraz przejechać tym samochodem z Katowic do Warszawy, czyli pokonać trasę około 300 kilometrów. Droga kosztowałaby go 63 000 złotych, nie wspominamy już nawet o benzynie czy hot dogach na stacjach, bo to przecież drobne.