Coraz więcej mundurowych w całej Polsce w ramach protestu bierze zwolnienia lekarskie. Sami funkcjonariusze nazywają tę akcję „psią grypą”.
Wczoraj w całej Polsce ruszyła fala zwolnień lekarskich wśród policjantów. Zdziesiątkowane zostały między innymi odziały „drogówki”. W Kostrzynie nad Odrą została już tylko kadra kierownicza. Policjantów brakuje także m.in. w Gorzowie Wielkopolskim i Świebodzinie. W Krakowie żaden z 48 radiowozów, które regularnie wyjeżdżają na patrol nie wyjechał w teren. Największego miasta małopolski strzegło kilka pojazdów należących do prewencji, które obsadzone zostały… dzielnicowymi.
Epidemia „psiej grypy” zaatakowała też Komendę Powiatową Policji w Oświęcimiu. Funkcjonariusze są na zwolnieniach lekarskich w większości do końca tygodnia, ale niektórzy i do połowy miesiąca. Ilu – to tajemnica. Wczoraj mówiło się, że nawet 90 procent. Sytuacja poważna była także w Wadowicach. Podobnie jest w Olkuszu.
Protest policji mocno odczuwalny jest również w środkowej Polsce i na południu. Według szacunkowych danych, na Śląsku blisko 40% policjantów przebywa na zwolnieniach, a w województwie łódzkim na zwolnieniu jest co dziesiąty funkcjonariusz. Strajk trwa także w Białymstoku.
„Psia grypa”
O 'psiej grypie’ mówi się od wczoraj w odniesieniu do policji w naszym kraju. Polscy mundurowi od kilku dni protestują przeciwko sytuacji w policji. Domagają się między innymi podwyżek płac, powrotu do zasad przechodzenia na emeryturę sprzed reformy w 2013 roku oraz prawa do pełnego wynagrodzenia w czasie przebywania na zwolnieniu chorobowym. Efektem akcji jest bardzo mała liczba funkcjonariuszy na służbie – głównie w drogówce. Na ulicach w całym kraju brakuje patroli, a w niektórych komisariatach są trudności ze zgłoszeniem przestępstw. Sytuacja może się przerodzić w prawdziwy kryzys. Zaradzić mają temu negocjacje Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji prowadzone ze związkami zawodowymi policji.