Co łączy amerykańską celebrytkę Paris Hilton i brytyjskiego dziennikarza motoryzacyjnego Jeremy’ego Clarksona? Więcej niż wam się wydaje! Oboje występowali przed kamerą w jednym z odcinków The Grand Tour, ale to akurat mało istotne. Ważniejsze jest to, że Hilton posiadała niegdyś samochód, który zdaniem Clarksona był najlepszym autem, jakim on sam kiedykolwiek jeździł. Teraz ta fura jest do sprzedania z ceną wywoławczą bliską pół miliona dolarów.
Być może dzisiejsi nastolatkowie nie wiedzą już, kim jest Paris Hilton, bo okres jej świetności w mediach najwyraźniej przeminął. Z kronikarskiego obowiązku przypomnę jednak, że Paris Hilton jest dziedziczką rodzinnej fortuny założycieli sieci luksusowych hoteli. Niespełna 40-letnia celebrytka zajmowała się w życiu aktorstwem, modelingiem, piosenkarstwem i projektowaniem mody. Sławę zawdzięcza jednak pijackim wybrykom i seks-taśmom ze swoim udziałem. Kiedy myślicie więc o samochodzie Paris Hilton, to na myśl przychodzi wam pewnie coś takiego:
I faktycznie nie jest to żaden fotomontaż, ale prawdziwy Bentley Continental GT, którego – specjalnie na zamówienie celebrytki – przemalowała na różowo ekipa West Coast Customs. Ale to nie o tym ohydnym samochodzie jest ten tekst. Okazuje się bowiem, że w garażach Hiltonki znajdowały się także “normalne” auta. Jednym z nich jest ten wspaniały Lexus LFA, którego można teraz kupić. Cena wywoławcza wynosi 495,900 dolarów.
Tabloidy podawały, że Paris weszła w posiadanie żółtego Lexusa LFA w 2011 r. Samochód kupił jej w prezencie na 30. urodziny ówczesny partner, z którym niedługo po tym się rozstała. Lexus chyba jednak nie był tego powodem, bo celebrytka polubiła ten pojazd do tego stopnia, że postanowiła go zamienić na egzemplarz w białym kolorze. Jeździła jednak nim krótko, bo tylko do 2014 r. Jeździła też mało, bo samochód ma na liczniku jedynie 3930 mil (6325 kilometrów). Jeden z jej nielicznych przejazdów Lexusem LFA można zaobserwować na poniższym nagraniu.
Znając ekstrawagancki styl życia dziedziczki hotelarskiej fortuny, można by się spodziewać, że samochód będzie w opłakanym stanie. Ale jest wręcz przeciwnie i auto wygląda nieskazitelnie. Lexus posiada 4,8-litrowy silnik V10 o mocy 553 koni mechanicznych, który wkręca się na 9 tys. obrotów. Auto zostało wyprodukowane zaledwie w 500 egzemplarzach (lata 2010-2012). Zarówno w podwoziu i nadwoziu zastosowano elementy z włókna węglowego. Ten sam materiał zastosowano w kabinie, mieszając go z białą i niebieską skórą. Inżynierowie zadbali nawet o takie detale, jak zbiornik płynu do spryskiwaczy umieszczony z tyłu, w celu uzyskania jak najlepszego rozkładu masy.
Można by się jeszcze długo rozpisywać nad tym autem, ale chyba najlepszą rekomendacją będzie fakt, że to najlepszy samochód, jakim jeździł Jeremy Clarkson. Brytyjski dziennikarz i prezenter przyznał z typową dla siebie dezynwolturą, że Lexus LFA posiada zbyt mały zbiornik paliwa i kłopotliwe zapinanie pasów bezpieczeństwa, ale te drobiazgi nie są w stanie przysłonić niesamowitego dźwięku silnika V10, który niemal rozchodzi się po kręgosłupie kierowcy. Zdaniem dziennikarza są to doznania, których nie będzie w stanie zapewnić żaden samochód elektryczny.
Jest coś pocieszającego w tym, że wyprodukowany w limitowanej liczbie Lexus LFA należący do Paris Hilton nie skończył swojego życia gdzieś na dnie jeziora, ale do dziś trzyma się w fantastycznej formie. Przypomnę – oczywiście z kronikarskiego obowiązku – że Hiltonka nie dała się poznać, jako dobry kierowca. Straciła prawo jazdy w 2006 r., gdy przyłapano ją na jeździe po pijaku. Rok później złapano ją ponownie, tym razem za jazdę bez prawka, co zakończyło się 45-dniowym pobytem w więzieniu. Tymczasem Lexus trzyma się świetnie i czeka na nowego właściciela. Przyznajmy szczerze, że większości z nas na niego nie stać, ale może Clarkson skusi się na zakup? Nie, znając jego, pewnie powie, że samochód posiada chlamydie.