Diesel jako paliwo aktualnie uznawane jest za „truciciela”. Nie mnie oceniać, czy rzeczywiście jest tak szkodliwe, jak ktoś stara się nam to przetłumaczyć. Ale musimy pogodzić się z tym, że jest to już powoli koniec aut napędzanych tym paliwem.
Do 2030 roku emisja spalin ma być ograniczona o 55%. Do 2035 roku całkowicie. Zielony ład zaakceptowany przed Unię Europejską oznacza ni mniej ni więcej tyle, że do 2035 roku zakazana będzie sprzedaż samochodów z silnikami spalinowymi. Diesel… najpierw będzie drogi, potem nie będzie go wcale.
Raczej nie łudzimy się, że producenci będą czekać do ostatniej chwili. Wiecie o co chodzi, po co tworzyć nowe roczniki np. w 2028, albo 2029? Po co rozwijać technologię za grube miliony, jeśli ona za chwilę będzie zakazana. Nie rozumiem co ma oznaczać ograniczenie emisji spalin o 55%. To znaczy rozumiem. Już wtedy – w 2030 – wykonanie samochodu spalinowego będzie niemożliwe. Może jeszcze jakimś cudem ktoś stworzy z tego hybrydę, ale wątpię.
Poza tym, kto będzie jeździł tymi samochodami? Podejrzewam, że w najbliższych latach produkcja ropy naftowej zostanie potwornie ograniczona. No bo wiecie, to jak z producentami aut. Po co produkować paliwa, takie jak diesel i benzyna, skoro one za chwile nie będą potrzebne. Może i będą jakieś wyjątki, może jakiegoś rodzaju maszyny wciąż będą na to funkcjonowały. Ale jeśli w ogóle tradycyjne paliwa będą dostępne na stacjach, to wyobraźcie sobie, jakie będą ich ceny?
Co z cenami?
Za niedługo dojdziemy do 6 zł. Ale to nic. Eksperci twierdzą, że już w 2023 roku cena może wynosić 8 zł za litr. I nie oszukujmy się – ona nie będzie spadać. Potem przyjdzie bariera 10 zł, albo nawet 15. I najgorsze jest to… że potem może nie być jej już wcale. Bo nałożą na nią takie podatki, że nikt nie będzie tego kupował. Taniej rzeczywiście będzie jeździć na prąd. OK – może trochę dramatyzuję. Bo przecież teoretycznie będzie jeszcze cała masa spalinowych samochodów używanych. One jeszcze przez jakiś czas będą funkcjonowały. To znaczy może, bo nie wierzę, że unia ot tak zakaże produkcji aut spalinowych, ale pozwoli, żeby po drogach dalej jeździły jakieś „śmierdzące kopciuchy”.
Pewnie skończy się jakimiś zakazami poruszania… które już teraz przecież obowiązują w wielu regionach. Jedno jest pewne – kończy się motoryzacja, jaką znamy.