Jak mają się zachowywać młodzi kierowcy, skoro mają takich egzaminatorów, jak ten? Ta dziewczyna pewnie egzaminu na prawo jazdy nie zdała, przynajmniej w tym przypadku. Ale ten facet powinien stracić uprawnienia i to na długo.
Egzamin na prawo jazdy. Kobieta próbuje zaparkować równolegle tyłem. W tym momencie dochodzi do kolizji z zaparkowanym samochodem. Wydawałoby się, oczywista sprawa. Egzaminator i kobieta wychodzą z samochodu i obserwują uszkodzenia. Co w tej sytuacji powinno się wydarzyć? No wiadomo, mężczyzna powinien to gdzieś zgłosić i po sprawie.
Ale o dziwo egzaminator decyduje się na inne rozwiązanie – wsiada za kierownicę i ucieka. Autor nagrania, czyli właściciel auta, ma wszystko. Wyraźny film w dobrej jakości, wie kto kierował, ma świadków itd. Więc próbuje załatwić sprawę z WORDem. Nie ma odpowiedzi, więc idzie na miejsce, na Bemowo. Tamtejszy kierownik nie widzi problemu. Kierownik na Warszawę też twierdzi, że nic się nie stało i nie ma żadnych dowodów, że doszło do zderzenia.
Wtedy poszkodowany zgłasza sprawę na policję. Dziwnym trafem kolejnego dnia w południe poszkodowany dostał telefon od kierownika WORDu w którym ten nagle uznał, że doszło do kontaktu i są chętni podać mu wszystkie dane. I tak właśnie proszę państwa działają urzędy w tym kraju. Na szczęście nasz poszkodowany nie miał już ochoty na polubowne załatwianie sprawy. Na ile waszym zdaniem egzaminator powinien stracić uprawnienia? Na zawsze, czy tylko na określony czas?