Kilka lat temu w polskich rajdach samochodowych mogliśmy odczuwać lekką „suszę”. Nie było zawodnika, którego realnie moglibyśmy wytypować na następcę Kajetana Kajetanowicza. Mikołaj Marczyk zmienił ten obraz rzeczy – na szczęście.
W miniony weekend odbył się jubileuszowy 77. ORLEN Rajd Polski. OK – słowo jubileusz i liczba 77 trochę się ze sobą kłócą, ale chodzi o stulecie rajdu – pierwsza edycja odbyła się w 1921 roku. Nie chcę tutaj zbytnio rozwodzić się nad końcówką imprezy i sprawami pozasportowymi. Musiałbym użyć tutaj wulgaryzmów i „przejechać się” po kilku osobach, czy instytucjach. Nie chcę się tym zajmować – może w ogóle, może tylko teraz, na razie.
Bo od wszystkich pozasportowych aspektów, które w niemiły, czy też nieprzyjemny sposób dotknęły również mnie, ważniejszy dla mnie jest sport. Może jestem pod tym względem freakiem, ale nadal kocham ten sport, a ostatnie dwie imprezy mocno mnie w tym utwierdziły. I cieszy mnie to, że widoki na nadchodzące lata są optymistyczne. A to wcale nie było takie oczywiste jeszcze – powiedzmy – 5 lat temu.
No bo zobaczcie – 2016 rok. Jasne – Kajetan Kajetanowicz walczy i wygrywa mistrzostwo Europy. Wszyscy się cieszą, ale jednocześnie mamy świadomość tego, że zegar tyka. Powiecie, że mamy 2021 rok i „Kajto” dalej jeździ, to prawda. Ja też bardzo się z tego cieszę i bardzo mu kibicuję, od zawsze. Ale cały czas nie zmieniło się jedno – potrzebujemy następcy. Bo ta piękna przygoda kiedyś dobiegnie końca. Potrzebujemy kogoś, kto przejmie pałeczkę i będzie sprawiał, że poczujemy narodową dumę.
I w końcu jest ktoś taki…
I przez długi czas nie było takiej osoby. Były jedno, dwusezonowe wystrzały. Tu gdzieś pojawił się przypływ pieniędzy, który szybko się skończył. Tam pojawiły się problemy z biznesem. Tu coś, tu tamto. Nie mieliśmy nikogo full-time. Osoby, która od razu przejawiałaby spory potencjał i co najważniejsze, wiedziała jak go rozwijać. Która by wiedziała jak rozmawiać ze sponsorami, jak się wysławiać, jak pracować z mediami, przede wszystkim – właśnie – jak rozwijać się pod kątem sportowym. Która wiedziałaby – w skrócie – jak być profesjonalistą.
I wtedy pojawił się Mikołaj Marczyk. Młody chłopak najpierw wstrząsnął zespołem Subaru Poland Rally Team, o którym znów stało się głośno. Potem powołał do życia Skoda Polska Motorsport. Wreszcie sprawił, że ORLEN Team znowu bardzo mocno wszedł w rajdy samochodowe. Mówię o tym specjalnie w takiej formie… jako on. To oczywiste, że stało za tym mnóstwo osób. Że mnóstwo osób trzeba było do czegoś przekonać, aby jeszcze inni powiedzieli finalnie: tak. Ale ktoś musiał za tym wszystkim stać. Ktoś musiał zostać przyczyną, aby szybko nastąpiły skutki.
Nie będziemy tu opowiadać historii Mikołaja w mistrzostwach Polski. Ale przecież każdy z was wie, że można określić tą przygodę przede wszystkim słowem rozwój. Do tej pory jest tak samo. Uciąłem sobie z „Miko” krótką pogaduszkę podczas Rajdu Polski. Rajdu Polski, który notabene miał po kilku latach poważnego partnera tytularnego, tego samego, który uwierzył w talent Mikołaja, czyli PKN ORLEN. I nic się nie zmieniło. W dalszym ciągu Marczyk ma respekt i pokorę. Jest świadom swojego miejsca w szeregu, jest świadom słabości, ale jest też świadom swojego tempa i mocnych stron.
Nie tylko kierowca… przede wszystkim człowiek
To nie jest jeden z tych kierowców-harpaganów. Szczególnie na niższych szczeblach mamy wiele takich przypadków – chłopak jest mechanikiem, pracuje z samochodami całe życie, ściga się i cały czas idzie wszystko. OK – udaje się, czasami są czasy, czasami są błędy. Ale to wszystko jest jakieś takie zero-jedynkowe. Uda się to się uda. Zgłoszenie, pojawiamy się na rajdzie, jedziemy, zobaczymy jak będzie i znowu do warsztatu w poniedziałek.
W Mikołaju jest coś innego. Widzimy w nim zawsze spokój, analizę, poukładane myśli. Widzimy, że jest to człowiek elokwentny, dobrze wychowany, potrafiący rozmawiać z ludźmi, przede wszystkim potrafiący zjednywać sobie tych ludzi. Czy widzieliście kiedykolwiek kogokolwiek, kto wypowiedziałby się o nim negatywnie? Słyszeliście o jakimkolwiek skandalu? Czy choćby jakiś znajomy powiedział wam kiedyś jedno złe słowo na jego temat? Nie! Założę się, że ta odpowiedź brzmi nie. Zjednał sobie sponsorów, zjednał sobie kibiców… mam wrażenie, że zjednał sobie też wielu rywali – mam na myśli tych z naszego rodzimego podwórka. Pewnie nie wszyscy, ale większość życzy mu dobrze, bo tego chłopaka nie da się nie lubić.
Ale nie wypada nam tutaj mówić wyłącznie o tym, jakim jest człowiekiem i dlaczego ma tak wielu kibiców. Bo przecież to jest sportowiec, którego należy rozliczać też z wyników. To, że Marczyk jest odpowiednio prowadzony i cały czas się rozwija widać gołym okiem. 77. ORLEN Rajd Polski jest tego potwierdzeniem. Pierwsze podium mistrzostw Europy musiało w końcu nadejść i nadeszło w domu, w Polsce. Finisz w najlepszej trójce imprezy obok takich tuz, jak Aleksiej Łukjaniuk i Andreas Mikkelsen, to musi być zaszczyt!
Pojechał tak, jak wszyscy tego chcieliśmy
Pierwszy dwukrotny mistrz Europy, drugi startujący na co dzień w mistrzostwach świata, były fabryczny kierowca Volkswagena! A za załogą ORLEN Team chociażby mistrz świata juniorów Nil Solans, czterokrotny mistrz Węgier Norbert Herczig, mistrz Europy juniorów Efren Llarena, czy trzykrotny mistrz Francji Yoann Bonato. I tu nie trzeba być żadnym strategiem, żeby stwierdzić, że „Miko” po prostu ma tempo.
Ale cały czas musimy to podkreślać, to nie jest człowiek, który wykonałby jakiś ruch za kierownicą pochopnie. Jeśli Marczyk czuje, że nie powinien przyspieszyć i bardziej ryzykować, to tego nie zrobi. A to oznacza, że jego realne i bezpieczne tempo na szutrze jest aktualnie wolniejsze o około 0,5 s/km od Łukjaniuka. A to spory komplement. Przy czym wiemy, że to nie jest koniec. Tam jest jeszcze zapas, który będzie się pojawiał w nadchodzących rajdach, nadchodzących sezonach.
Czy Mikołaj ma tempo na wygrywanie rajdów ERC? Odpowiedzi na to pytanie mogą być obecnie dwie – chyba nie, albo jeszcze nie. No bo nie wiemy do końca, czy to jest tempo na wygrywanie już teraz – chyba nie… ale jeśli faktycznie nie, to jest to jeszcze nie. Bez cienia wątpliwości ten człowiek będzie wygrywał rundy mistrzostw Europy. Czy coś więcej? Nie rozpędzajmy się… bo sam Mikołaj nie lubi wybiegania w przyszłość, zwłaszcza tak odległą. Ale on będzie wygrywał i będzie dawał nam jeszcze bardzo, bardzo dużo radości.
Jest już na innym poziomie. Odjechał im…
Zresztą, wystarczy bardzo szybko przełączyć wyniki rajdu z klasyfikacji generalnej na klasyfikację ProfiAuto RSMP. I tam znajdziemy błyskawiczną odpowiedź na pytanie dlaczego to Marczyka uznajemy za następcę Kajetanowicza i dlaczego twierdzimy, że on jest już na innym poziomie. No bo jest! Bo bezpiecznym tempem jedzie zdecydowanie szybciej, niż wszyscy rywale z mistrzostw Polski. Znamienne słowa wypowiedział wczoraj podczas ceremonii mety rajdu w Warszawie Wojciech Chuchała, który stwierdził, że chciał walczyć, ale musiał odpuścić. Nie był w stanie podróżować po mazurskich oesach takim tempem, jak kierowca ORLEN Team. To znaczy – może i by był w stanie, ale nie było to bezpieczne.
Bądźmy cierpliwi. Zdarzą się jeszcze słabsze występy, bo każdemu się zdarzają. Pewnie przytrafią mu się jeszcze kapcie, dzwony, gorsze dni – bo każdemu się zdarzają. Ale my nie możemy wtedy machnąć ręką i powiedzieć – eee, nic z tego nie będzie. Bądźmy cierpliwi, tak jak „Miko” jest cierpliwy. On na pewno nam to wynagrodzi, bo ten zawodnik po prostu jest lepszy z każdym występem. I dokładnie to pokazał nam wszystkim podczas naszego narodowego święta w Mikołajkach i okolicach.