Aż chciałoby się powiedzieć – a miało być tak pięknie! Polskie prawo pokazuje jednak, że zachęcanie do zakupu samochodów elektrycznych to nic innego jak woda na młyn. O sprawie informuje Rzeczpospolita, donosząc o kłopotach jakie niesie za sobą posiadania auta zasilanego prądem. To zachęca do tego, aby ci którzy posiadają diesel czy benzyniaka, dłużej przy nim pozostali.
Diesel i benzyniak bez podatku. Elektryk już tak
Od kilkudziesięciu dobrych miesięcy trwa moda samochody elektryczne. Do ich zakupu zachęcanie są nie tylko osoby fizyczne, ale także firmy. Jeżeli chodzi o tych drugich jest to jednak pod pewnymi względami mało opłacalny dla nich biznes.
Takiej inwestycji nie ułatwia skarbówka, która przypomina o płaceniu dodatkowego podatku. – Pracodawca udostępniający pracownikowi ekologiczne auto i zwracający koszty ładowania pojazdu w domu, musi mu naliczyć dodatkowy przychód i podatek – mówi Grzegorz Gębka, doradca podatkowy w kancelarii GTA dla Rzeczpospolitej.
Tankowanie prądem okazuje się ogromnym kłopotem prawnym, w tego typu przypadkach. Firmy z reguły naliczają na podstawie ustawy o PIT, zryczałtowany przychód w kwocie 250 zł miesięcznie. Dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej uznał jednak, że w ryczałcie nie mieści się zwrot kosztów doładowania samochodu w domu, nakazał dodatkowo opodatkować te kwoty.
Księgowe szaleństwo
Użyczanie pracownikowi służbowego samochodu elektrycznego na cele prywatne jest zatem ogromną pułapką podatkową. W dodatku która dla osób zajmujących się księgowością w firmie jest niełatwa. Sytuacja niewątpliwie musi ulegnąć zmianie, ale aby tak się stało musi zostać zmienione prawo.
Skoro firmy zachęcane są do tego, aby kupować elektryki, a diesel i benzyniaka dać w odstawkę, to prawo musi im sprzyjać. Jak na razie można mówić jedynie o pewnej pułapce, w którą przedsiębiorcy są wrzucani i z tego tyułu mogą mieć kłopot.