Nie wszyscy kierowcy zdają sobie sprawę, że koło zapasowe to kompletnie nie to samo co koło dojazdowe. Łączy je tak naprawdę tylko jedna rzecz – w obu przypadkach po założeniu samochód ma możliwość jechania dalej. I w zasadzie na tym można by zakończyć porównanie.
Koło dojazdowe, a więc tak naprawdę co?
Oczywiście nie ma się co oszukiwać, że tzw. dojazdówka wychodzi kompletnie z mody. Mało kto współcześnie chce tracić na nią miejsce w bagażniku, mając w alternatywie wezwanie pomocy drogowej przez wykupione Assistance. Druga strona pokazuje jednak, że po polskich drogach wciąż jeździ wiele starych samochodów, posiadających takie koło na stanie.
A te w porównaniu do koła zapasowego jest znacznie mniejsze, ma mniejszą średnicę, zupełnie inne ciśnienie i nie można na nich jechać szybko. Służy ono nie do jazdy, a do tego, aby dojechać np. na warsztat, aby naprawić przebitą oponę.
Wiele osób zadaje sobie pytanie, dlaczego zatem nie założyć koła zapasowego, a nie dojazdówkę. Odpowiedź jest prosta – ta jest znacznie tańsza, niż właściwa opona i mało kto woziłby ze sobą piąte koło i za nie płacił, skoro nigdy się może nie przydać. Choć z drugiej strony byłoby to w pełni logiczne. Przebite opony jednak łatwo i tanio się naprawia, więc po co kupować piąte?
Dojazdówki coraz mniej potrzebne
Prawda jest taka, że koło dojazdowe jest już w nowych samochodach praktycznie zbędne. Już nawet firmy produkujące je odczuwają z roku na rok spadek zainteresowania nimi. Powód? Zwykłe opony posiadają już taką technologię, że bardzo rzadko się przebijają.
To nie są już lata 70-te czy 80-te, gdzie strach było wyjechać gdzieś dalej, nie mając dojazdówki. Dziś tego typu problemy nie stanowią… problemu.