Szef grupy Renault Luca de Meo nie ma wątpliwości – zbliża się bardzo smutny czas w historii motoryzacji. Dacia i inne auta – nawet te małe i miejskie – mają podrożeć nawet dwukrotnie. Z czym jest to związane?
Luca de Meo to szef koncernu Renault. Produkuje on obecnie auta marki Renault, Dacia, czy też Alpine. Włoch ubolewa nad wprowadzeniem norm emisji spalin Euro 7. Według niego przełoży się to drastycznie na wzrost ceny aut. De Meo stwierdził, że nawet małe, miejskie auta mogą podrożeć dwukrotnie.
Interesującą statystykę podaje „Interia” – już w trakcie trzech ostatnich lat ceny aut wzrosły średnio o 30%. Procenty procentami, ale co to oznacza w liczbach? Obecnie raczej nie da się kupić nowego auta za mniej, niż 50 tysięcy zł. I to mowa o najbiedniejszych, najbardziej podstawowych odmianach najmniejszych, miejskich modeli. Więc za coś takiego obecnie musimy dać ok. 50 tysięcy. Jeszcze trzy lata temu ta cena była o wiele niższa, bo wynosiła nieco ponad 38 tysięcy.
A teraz idźmy w to dalej. Bo jeśli aktualnie za jakieś turbo-biedne modele najbardziej popularnych producentów płacimy od 50 tysięcy złotych, no to za 5 lat będziemy płacili od 100 tysięcy wzwyż! De Meo tłumaczy, że ma to związek m.in. z doposażaniem nowych aut w nowe układy oczyszczania spalin. Krótko mówiąc – będzie trzeba zrobić coś, aby w ogóle spełnić te normy Euro 7 szykowane na 2025 rok. A to „coś” będzie oznaczało sporo technologii i duże pieniądze.
Nikt nie kupi takiego auta…
Czy rzeczywiście za kilka lat minimalną ceną za nowe auto będzie 100 tysięcy złotych? Ta perspektywa jest co najmniej przerażająca. Już teraz prawie nikt nie kupuje nowych samochodów, prosto z salonu. To co będzie w przyszłości? W pewnym momencie Unia może wpaść w swoje własne sidła. Nie oszukujmy się – to wszystko nie doprowadzi do wzrostu popularności aut elektrycznych. A może i wręcz przeciwnie.
Wszystkie te restrykcje i całe to szykanowanie może doprowadzić do jednego – rozkwitu rynku aut używanych. Wszystko to, co produkowane jest jeszcze teraz, albo nawet było produkowane przed wprowadzeniem norm Euro 6, będzie naprawiane i reanimowane na potęgę. Być może to są ostatnie „normalne” samochody, które się produkuje w europejskich fabrykach. Co nam pozostaje? Mieć nadzieję… może coś się jednak zmieni.