Wygląda na to, że samochody z silnikami Diesla oraz benzynowymi znikną z Polski czy to nam się podoba czy nie. Unia Europejska może za chwilę ogłosić graniczną datę, po której nie będzie można już sprzedawać w niej aut spalinowych. Deadline’u domaga się już 9 krajów członkowskich.
Kto się tak uparł?
Część wspólnoty jest mocno zaniepokojona brakiem takiej deklaracji. Plany zakazu Diesla i benzyny są już poza Unią, np. w Norwegii (od 2025 r.) i w Wielkiej Brytanii (od 2030 r.). Unia Europejska na razie wyznaczyła sobie plan neutralności klimatycznej do 2050 r., ale zdaniem ekoaktywistów to za mało. Znacznie wcześniej konieczne jest zabronienie sprzedaży aut spalinowych, aby ich liczba do tego czasu drastycznie zmalała.
KIEROWCO! KUP LETNIE OPONY I ODBIERZ BON NA 120 PLN
Dlatego też Dania wraz z Holandią nawołują Komisję Europejską do ustalenia daty wycofania legalnej sprzedaży pojazdów osobowych i ciężarowych emitujących spaliny. Kilka krajów członkowskich poparło ten apel, w tym nasi sąsiedzi z Litwy. Oprócz tego wsparcie zapewniła Austria, Belgia, Grecja, Irlandia, Luksemburg oraz Malta. Jak widać, front stworzyły względnie małe państwa, których gospodarka nie jest mocno uzależniona od przemysłu samochodowego jak we Francji czy Niemczech.
Diesel tego nie przetrwa?
Termin nacisków nie jest przypadkowy. W czerwcu Komisja Europejska ma ogłosić surowszych norm emisji CO2 dla nowych aut. Do 2030 r. wspólnota chce mieć o 55 proc. mniejsze wskaźniki emisyjne niż w 1990 r. Wiele wskazuje na to, że silniki typu Diesel mogą tego nie przetrwać, ponieważ przestaną być opłacalne w produkcji. Dołożenie kolejnych technologii obniżających emisję już teraz sprawia, że balansują na granicy opłacalności. Jednocześnie inwestycje dla samochodów elektrycznych mają zostać zwiększone. Mamy to zobaczyć zwłaszcza w rozbudowie stacji ładowania aut na prąd, ale być może i tankowania wodoru.
