To koniec z budowaniem nowych stacji paliw, a także rozbudowywania istniejących punktów. Pretekst jest oczywisty i raczej nie powinien nikogo zaszokować, bowiem jak zawsze w przypadku motoryzacji chodzi o dobro środowiska. To jeden z kroków do tego, aby diesel i benzyna znikła całkowicie. Jedyne co będą mogły robić istniejące punkty, to dokładać ilość ładowarek do elektrycznych pojazdów.
Zaskakujący cios w diesel i benzynę
Na tak zaskakujący krok zdecydowały się władze Petaluma w Kalifornii i tak naprawdę będą oni prekursorem tego typu wprowadzanych zmian. W pierwszym czytaniu wszyscy radni byli za zmianą, a do wprowadzenia zmiany brakuje już tylko drugiego czytania, które zapowiada się jako czysta formalność.
Nie ma jednak mowy tutaj o zamykaniu stacji paliw, a jedyne o odejściu paliw kopalnianych. A więc celem jest uderzenie w diesel i benzynę, które de facto za kilkadziesiąt lat mogą całkowicie zniknąć. Rada miasta chce, aby tego typu miejsca rozwijały się wyłącznie w instalacje do ładowania samochodów elektrycznych.
Miasto zamierza wspierać mocno rozwój elektromobilnośc i eliminowania z ruchu pojazdów spalinowych. Wszystko po to, aby zgodnie z nakreślonymi planami do 2030 roku osiągnąć neutralność węglową dla gazów cieplarnianych. Niewątpliwie plan piękny i godny podziwu.
Kolejne obiekty zbędne?
Na to pytanie niewątpliwie ciężko znaleźć jednoznaczna odpowiedź, patrząc już bardziej globalne. Niewątpliwie w wielu miastach ilość stacji paliw jest wystarczająca, ale są miejsca, gdzie kolejny punkt byłby wręcz wskazany. Na razie jednak z takim problemem borykają się Stany Zjednoczone, ale z czasem dotknie on i zapewne Europę.
Kierunek jest jeden – elektromobilność i to ma być za wszelką cenę promowane. Wszystko po to, aby zniechęcać do samochodów z silnikami typu diesel i benzynowymi. Choć te i tak już praktycznie za kilka lat nie będą produkowane przez żadną z czołowych firm.