W miniony weekend kibice mieli okazję śledzić inaugurację sezonu Formuły E. Już na start sezonu wszyscy mogli przekonać się, że system halo ratuje życie.
Pierwsze wyścigi elektrycznej serii zaplanowano w Ad-Dirijjadzie. Co więcej pierwszy raz w historii Formuły E kierowcy mieli okazję do rywalizacji przy sztucznym oświetleniu. Przerwa w jazdach i nowe warunki wzbudziły nieco więcej emocji, co wprowadziło trochę chaosu, który zazwyczaj skutkuje niezbyt przyjemnymi kraksami.
Nie inaczej było tym razem. Podczas jednego z wyścigów doszło do groźnej kolizji miedzy Mitchem Evansem i Alexem Lynnem. Drugi z kierowców na tyle niefortunnie uderzył w auto przeciwnika, że wzbił się w powietrze i do góry kołami wylądował na asfalcie. Przy dużej prędkość samochód przebył jeszcze długą drogę „na dachu”. Kolejny raz okazało się, że system halo jest czymś najlepszym, co w ostatnich latach mogło spotkać zawodników walczących w autach jednomiejscowych.
– Można śmiało powiedzieć, że było to bardziej dramatyczne zakończenie niż o którym myślałem. Po pierwsze jednak, jestem w stu procentach w porządku. Nie odniosłem żadnej kontuzji. Muszę podziękować mojemu zespołowi, FIA, a także Formule E za zapewnienie samochodu, który jest bardzo bezpieczny – mówił po wydarzeniu Lynn.
– Po drugiej chciałbym podziękować za wszystkie wiadomości. Jestem wzruszony niektórymi rzeczami, które otrzymałem i bardzo to doceniam. Teraz muszę przygotować się do startu w Rzymie. Chcemy, by auto Mahindry było naprawdę szybkie. Nie mogę doczekać się kolejnego występu – dodał.