Choć pandemia koronawirusa sprawiła, że nie podróżujemy tyle, ile wcześniej, na polskich drogach nie brakuje samochodów. Wczorajsza podróż na trasie Katowice – Warszawa – Katowice uświadomiła mi, że Polacy mają duży problem z czytaniem znaków. A ich nieznajomość, w przypadku nowo oddanego do użytku fragmentu autostrady A1, może skutkować ogromną karą. Mandat może wynieść nawet 500 złotych.
Duży mandat za… nieuwagę czy niewiedzę?
35-kilometrowy odcinek autostrady A1 został oddany do użytku, ale remont wciąż trwa. To oznacza, że od Częstochowy do Piotrkowa Trybunalskiego (i w drugą stronę) obowiązuje ograniczenie prędkości do 70 km/h.
Ze względu na nagminne przekraczanie prędkości przez kierowców w tym miejscu, GDDKiA postanowiła na tym odcinku uruchomić odcinkowy pomiar prędkości. Oznacza to, że system mierzy średnią prędkość naszego pojazdu na tym odcinku. Jechałeś za szybko? Będzie mandat.
To wszystko wydaje się oczywiste, prawda? Dlatego też wracając z testu Opla Mokki E (już wkrótce w naszym portalu), mimo zmęczenia, włączyłem tempomat na 70 km/h, pogłośniłem muzykę w samochodzie i zacisnąłem zęby. Podobną strategię objęli też inni kierowcy, ale…
Jakim cudem?!
Byłem zszokowany, jak dużo samochodów po drodze wyprzedzało mnie lewym pasem i to bynajmniej nie jadąc o 2-3 km/h szybciej. Zdarzali się i tacy rekordziści, którzy „na oko” jechali dobre 120 km/h. Jak bardzo niepoważnym trzeba być, żeby dać się złapać na mandat na własne życzenie?
Tym bardziej, że początek i koniec odcinkowego pomiaru prędkości jest całkiem dobrze oznakowany. Uważny kierowca z pewnością go zauważy, tym bardziej, że wszystkie media w Polsce trąbiły o tym przez długi czas.
Ciekawy jestem, co ci kierowcy sobie myśleli, wyprzedzając na 35-kilometrowym odcinku kilkadziesiąt jadących przepisowe 70 km/h samochodów. „Patrz, Halinka, jacy frajerzy! Jadą 70 km/h!” No cóż, ciekawe, jaką minę będą mieli, gdy otrzymają polecony od ITD lub policji ze zdjęciem pamiątkowym z tej podróży…