Rozpoczęta dekada mocno odmieni świat motoryzacji. Najjaśniejszym symbolem przemian będzie koniec silników Diesla, ale zanim to nastąpi może dojść do innego przełomu. Już za kilka miesięcy upadłość masowo mogą ogłaszać kolejni dealerzy samochodowi. Oficjalne salony marek może uratować tylko jedna rzecz.
Najpierw pożegnamy salony, potem Diesla
Wymieniony wcześniej koniec Diesla prawdopodobnie nigdy nie zostanie wprowadzony, ponieważ producenci… przestaną je produkować. W przypadku salonów sieci dealerskich, prędzej niż zakładano może zakończyć się zapotrzebowanie na nie. Sprzedaż samochodów coraz bardziej przenosi się do sieci. Na przykładzie Tesli widać, że pozwoliło to firmie Elona Muska przejść przez kolejne lockdownu suchą stopą.
Tymczasem surowe obostrzenia w przemieszczaniu się to gwóźdź do trumny salonów samochodowych. Niemieckie stowarzyszenie przemysłu samochodowego ZDK alarmuje, że twardy lockdown spowoduje falę bankructw wśród właścicieli salonów. Może to doprowadzić do dramatów wielu ludzi, bowiem spora część dealerów to małe, rodzinne firmy. To co stanie się w Niemczech może mieć zaraz przełożenie na całą Europę, w tym Polskę.
Dlaczego ratunek jest tak ciężki?
Problemem dealerów samochodowych jest fakt, iż politycy boją się luzowania obostrzeń. Władze wielu państw boją się je znosić, ponieważ w przypadku wzrostu zachorowań i zgonów z powodu COVID-19 – to rządzący poniosą odpowiedzialność. Przy opóźnieniach w dostawie szczepionek i mozolnym tempie ich podawania, istnieje ryzyko przedłużenia poważnych obostrzeń przez długi czas. Dodatkowo przedstawicielstwa mają presję sprzedaży mało popularnych aut elektrycznych, na których marże są dużo mniejsze. Ci dealerzy, którzy nie wypromują swojej oferty w Internecie, mogą koronawirusa naprawdę nie przetrwać.