Kuba Przygoński przyznał w rozmowie z nami, że niewiele brakowało, a dachowałby dzisiaj swoją Toyotą. Na szczęście kierowca ORLEN Team dotarł do mety przedostatniego etapu Rajdu Dakar.
– Dzisiejszy etap był bardzo trudny. Spodziewaliśmy się tego. Na początku było mnóstwo kamieni i uważaliśmy na nich na opony. Później nawigacja była trudniejsza – mówił Przygoński.
– Jechaliśmy razem z Ginielem de Villiersem. Zamienialiśmy się na prowadzeniu. Końcówka etapu była po bardzo trudnych wydmach. Cały czas przełamywały się. Pod koniec pojawiły się na nich głazy i skały. Jednej z nich nie zauważyliśmy i wpadliśmy w nią. Niewiele brakowało do dachowania. Na szczęście nie wywróciliśmy samochodu. Zsunęły się jedynie dwie opony – dodał.
– Jesteśmy na mecie i to najważniejsze. To był ciężki oes pod koniec rywalizacji. Mamy mocną pozycję. Został jeden odcinek. Jesteśmy w silnej grupie zawodników i musimy być czujni do końca – zakończył.