Bójcie się kierowcy, bo nawet za najmniejszą kolizję jaką spowodujecie możecie stracić prawo jazdy. Jadąc samochodem nie trzeba tak naprawdę dokonać czegoś ”niezwykłego” bądź po prostu tragicznego w skutkach, żeby po chwili nie mieć uprawnień. Wystarczy drobna stłuczka, która w konsekwencji może przerodzić się tak naprawdę w koszmar dla danej osoby.
Policja może częściej odbierać praw jazdy
Kolizje na drodze zdarzają się bardzo często, a zwłaszcza gdy za oknem panują takie warunki jakie mamy teraz. Wystarczy chwila nieuwagi – a nawet nie – by doprowadzić do kontaktu z innym pojazdem. W tego typu zdarzeniach drogowych dochodzi tylko do szkód w mieniu. Nie ma tutaj żadnych ofiar, ani też osób poważnie rannych. Jedynie samochody wymagają wizyty na warsztacie bądź u blacharza.
Nie ma co się czarować, że w takich momentach większość osób nawet nie wzywa policji. Tak naprawdę jest ona niepotrzebna o ile samochód np. nie jest wypożyczony czy wzięty w leasing. Wtedy sprawa skończy się na spisaniu niezbędnych rzeczy do ubezpieczalni i każda ze stron rusza w dalszą drogę.
Jeżeli funkcjonariusze prawa zostaną jednak wezwani, wówczas sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Standardowo kończy się to dla sprawcy zdarzenia mandatem i punktami karnymi. Jest jednak jeszcze jeden scenariusz, znacznie bardziej czarny, który także jest stosowany.
Uprawnienia wiszą na włosku
Policjant, widząc przesłanki ma prawo do tego, aby odebrać sprawcy kolizji uprawnienia. Jest to zapisane w art.135 ust. 1 pkt 2 Ustawy Prawo o ruchu drogowym. Mówi on, że ”policjant może zatrzymać prawo jazdy za pokwitowaniem w razie uzasadnionego podejrzenia popełnienia przez kierowcę wykroczenia, za które Sąd może orzec wobec kierowcy zakaz prowadzenia pojazdów.”
Głównie w tym zapisie chodzi o kwestie bezpieczeństwa. Gdyż kolizja to nic innego jak spowodowanie zagrożenia dla bezpieczeństwa w komunikacji na skutek nie zachowania należytej ostrożności. W następstwie sąd może pozbawić kierowcę możliwości jazdy na okres od 6 miesięcy do nawet 3 lat.
Z reguły do tego typu zatrzymań dochodzi najczęściej, gdy kierowca nie chce przyznać się do spowodowania kolizji. Wówczas niektórzy funkcjonariusze stosują to jako dodatkowy środek kary. Zwłaszcza jeżeli cała rozmowa przebiega mało uprzejmie. Oczywiście to później sąd orzeka o tym, czy decyzja była słuszna, czy też nie.