Która grupa nie raz i nie dwa przekonała się o tym, że jest najlepsza do łatania problemów finansowych państwa? Oczywiście, że są to kierowcy. Rząd zawsze ma najłatwiej sięgać do portfeli kierowców, bowiem jest to ogromna grupa osób, z której szybko powstaje duża kupka pieniędzy.
Nowy podatek na który chwilę trzeba poczekać
Jak obecnie wygląda stan budżetu naszego państwa wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawe – bardziej lub mniej. Morał jednak płynie jeden – koronawrius sprawił, że powstał większy niż zakładano rok temu deficyt budżetowy. Wedle prognoz deficyt sektora finansów publicznych w relacji do PKB będzie w Polsce najwyższy w całej Unii Europejskiej. Wynika to głównie z dużego pakietu pomocowego w ostatnich miesiącach, a także wydatków socjalnych bez pokrycia.
A przecież budżet miał być po raz pierwszy od 1989 roku wedle zapowiedzi zrównoważony. Wydatki miały nie przekraczać dochodów. Wiadomo już od dawna, że o takim scenariuszu nie ma mowy. Powstanie dziura, którą trzeba będzie łatać u podatników.
Wnioski płyną z tego jedno – nadchodzi nowy podatek, a może nawet i podatki. Jeżeli tak, to niewątpliwie nie ominie to nas kierowców.
Rząd lubi sięgać po pieniądze kierowców
Spójrzmy tylko na ostatnie lata. W 2018 roku Ministerstwo Energii poinformowało, że rząd przyjął w projekt ustawy tworzącej Fundusz Niskoemisyjnego Transportu i wprowadza nową opłatę emisyjną w cenie paliw. Efekt? Każdy kierowca dorzuca około 8 groszy do litra paliwa.
W 2015 roku pojawiła się tzw. opłata zapasowa, kolejne 5-6 groszy do każdego litra. A przecież to tylko niektóre nowe ”wymyślne ” podatki z ostatnich lat. A może to już czas na kolejną ”daninę ekologiczną” dla posiadaczy samochodów z silnikiem o pojemności większej niż 2-2,5 litra?
Nie pozostaje nic innego jak czekanie, aż sytuacja w Polsce i na świecie się nieco uspokoi. Wówczas można wypatrywać nowych pomysłów.