Lobbyści zakazu Diesla i benzyny niosą na sztandarach ochronę klimatu. Jednak mało kto zdaje sobie sprawę, że zwrot producentów samochodów w stronę elektromobilności będzie oznaczać wyrzucanie ludzi z pracy. Niestety człowiek będzie stawał się coraz bardziej zbędny w procesie produkcji samochodów.
Bez Diesla czystszy klimat, ale i mniejsze zatrudnienie
– W ciągu pięciu lat staniemy się mniejszą firmą – zapowiedział Ola Källenius, prezes Daimlera, do którego należy Mercedes. Koncern już teraz zwalnia tysiące pracowników, zwłaszcza w administracji. Jednak wkrótce dojdzie do redukcji także w fabrykach. Wszystko przez to, że firma obiera za priorytet produkcję samochodów elektrycznych.
Dlaczego ma to mieć negatywny wpływ na zatrudnienie? Po prostu sam silnik elektryczny oraz bateria składają się z 200 elementów. Nowoczesna jednostka spalinowa (np. Diesla) i skrzynia biegów to z kolei ok. 1400 części. Gdy dodamy do tego coraz szerszą automatyzację w produkcji, łatwo zauważyć, że bardzo szeroka kadra w fabryce nie jest potrzebna.
Kto jest potrzebny koncernom?
Koncerny potrzebują także zupełnie innych specjalistów. Bezcenni stają się eksperci od oprogramowania, bez których trudno wyobrazić sobie bezpieczny system operacyjny oraz systemy jazdy autonomicznej. W nadchodzących latach będą to najistotniejsze kategorie, w których producenci będą rywalizować między sobą. Zwłaszcza, że można na nich dodatkowo zarabiać, udostępniając technologię. Silniki Diesla i benzynowe mają jeszcze szansę na ratunek przez paliwa syntetyczne, ale priorytetem dla producentów będą jednak elektryki.