Unia Europejska sprawiła, że z każdym rokiem w Europie dostajemy większe ochłapy. Samochód u nas, a na przykład w Ameryce, to jak mały kotek przy potężnym lwie. Do czego to wszystko doprowadzi?
Ach, samochody u nas. Unia Europejska chce sprawić, aby ideałem było dla nas Renault Zoe, albo Nissan Leaf. Ewentualnie coś o silniku niewiele większym od butelki wódki. Mniej mocy, wolniej, słabiej, na wysokim biegu… samochód ma być czymś, na co nikt już nie popatrzy z przyjemnością. Bo przecież jakość powietrza itd. I reszta bzdur, z którymi samochód tak naprawdę nie ma nic wspólnego.
Na przykład Ford. Unia Europejska? Słaby, mały silnik. Większy to ewentualnie hybryda, 2,0 litra. Za oceanem? Np. 2,7-litrowe V6 w Mondeo. A Edge? U nas samochód nie przebił się na rynku. Był on oferowany z silnikami diesla. A to już w Europie obecnie jest problem. W USA są też silniki benzynowe, oczywiście od 2 litrów w górę i z ogromem koni mechanicznych.
A Focus? U nas silnik 1,6 litra, w Stanach już 2,0. Ale to nie tylko „błękitny owal”. Mazda – w Polsce przebiła się 2-litrowa o mocy 120 i 165 KM, za oceanem króluje 2,5-litrowa o mocy 185 koni. Mówiąc krótko – dostajemy okruszki. Dostajemy okruszki, bo jesteśmy na nie skazani. Unia Europejska i jej bezsensowne bzdury… szkoda gadać.
Źródło: Autokult