Z czym kojarzy się nam stacja benzynowa? Diesel, benzyna, gaz i do widzenia. Ale czasami kolejne koncerny wychodzą z fajnymi akcjami promocyjnymi. I Shell w tym zakresie wypalił z czymś, przed czym ciężko się oprzeć.
Jak zachęcić do siebie klienta? Shell wpadł na dosyć interesujący pomysł. Pomysł, który po cichu można by chyba porównać do słynnej kolekcji „Świeżaków” w Biedronce. OK, może nie na taką skalę, ale jednak. Stacja benzynowa to nie tylko diesel, benzyna, czy gaz. Shell dołożył do tego swego rodzaju wyścig.
Powiem wam szczerze – najczęściej tankuję na Orlenie, bo mam najbliżej. Akurat mieszkam w takiej okolicy, że w którą stronę nie wyjadę z domu, tam pierwszą normalną stacją jest właśnie Orlen. Poza tym, smakują mi ich hot dogi i herbata… Kiedy jadę w dłuższą trasę, nie interesuje mnie sieć. Staję tam, gdzie muszę, albo gdzie mi wygodniej. Ewentualnie tam, gdzie obok jest jakiś McDonald’s.
Ale mój punkt widzenia na tankowanie niedawno diametralnie się zmienił. Wracając z trasy zatrzymałem się na Shellu. Nie miałem zamiaru tankować, bo prostu chciałem skorzystać ze sklepu. W środku zobaczyłem jednak kolekcję, która błyskawicznie mnie zainteresowała. Na wielkim stoliku wyłożone były modele samochodów rajdowych i wyścigowych.
Diesel, benzyna… a może model do tego?
Modele tak znakomicie odwzorowane, że musiałem przystanąć tam na dłużej. To nie wyglądało, jak robota jakiegoś amatora, któremu kazali ponaklejać jakieś naklejki, więc nawalił na autko superglue i kleił jak popadnie, tu krzywo, tam na opak itd. Te modele, pomimo że w skali dosyć małe, były wykonane z dużą starannością. Moja pierwsza myśl – ile to kosztuje, jak to kupić?
Jakież było moje zdziwienie, a nawet oburzenie, kiedy pani powiedziała, że modele nie są na sprzedaż. Aby je zdobyć, trzeba uzbierać punkty. Kiedy to przemyślałem, uznałem, że to genialne. Nie ma tak, że wjeżdżasz raz na Shella, kupujesz sobie takie modele i jedziesz do domu. Musisz uzbierać punkty, a więc tak czy inaczej musisz na Shellu pojawić się kilka, albo kilkanaście razy.
Jasne, są ludzie których takie samochodziki kompletnie nie interesują. Ale jeśli masz odrobinę motorsportu we krwi i masz w sobie coś z dziecka (a panowie, nie oszukujmy się, każdy z nas ma), to takie modele po prostu ci się podobają. Od razu trafiają do gustu. Ba, szczególnie, że jeden z modeli jest sterowany przez aplikację na telefonie. Genialne!
Jaka była moja dalsza reakcja? Powiem wam szczerze – zacząłem szukać, gdzie w mojej okolicy jest najbliższy Shell. Może to głupie, może złapałem haczyk jak młody pelikan, ale trafili do mnie. Od teraz, przez najbliższy czas, mam zamiar zbierać te punkty i stać się posiadaczem tych samochodzików. Diesel, benzyna, a do tego kawa i hot dog… niech punkty lecą. Takie proste, ale zarazem skuteczne…