Niemieccy prokuratorzy wszczęli śledztwo w sprawie potencjalnego fałszowania wyników testów emisji spalin w samochodach Mitsubishi. Nielegalne rozwiązania mogą mieć nawet 6-letnie samochody.
Śledztwo skoncentrowane jest na 4-cylindrowych silnikach Diesla o pojemnościach 1,6 i 2,2 litra. Jednostki są obecne w autach spod znaku trzech diamentu od 2014 r. i posiadają normy emisji spalin Euro 5 i Euro 6.
– Istnieje podejrzenie, że silniki były wyposażone w tzw. urządzenie wyłączające – wyjaśniają prokuratorzy w oświadczeniu. Dzięki niemu możliwe było fałszowanie poziomu emisji tlenków azotu (NOx) nawet 40-krotnie. Śledczy zachęcają posiadaczy podejrzanych silników o zgłaszanie się na policję.
Służby przeprowadziły przeszukania w 10 budynkach we Frankfurcie, Hanowerze i Regensburgu. Trzy z nich należały do poddostawcy marki Continental, która zapewnia jednak, że jest jedynie świadkiem współpracującym w tej sprawie. Rzecznik Mitsubishi Europe powiedział „Automobilwoche”, że importer nie był zaangażowany w rozwój ani produkcję pojazdów na Starym Kontynencie.
Mitsubishi jest kolejną wielką marką, która może zostać ukarana wielomilionowymi karami za udział w fałszowaniu testów emisji spalin. O tym, że jest coś na rzeczy ujawnił w 2016 r. Nissan, który wykrył nieprawidłowości u swojego partnera z aliansu Renault-Nissan-Mitsubishi. Tzw. dieselgate wybuchła w 2015 r., gdy ujawniono proceder Volkswagena, który kosztował go już 30 mld euro (ok. 127 mld zł). 100 mln dolarów (ok. 380 mln zł) musiał zapłacić poddostawca VW – Bosch, który zaprzeczył związkom z Mitsubishi.
Choć oszustwom zaprzecza też Daimler, producent zgodził się na karę 870 mln euro (ok. 3,7 mld zł) za sprzedaż Mercedesów, które nie spełniały ustawowych limitów emisji. Obecnie trwa postępowanie w sprawie podejrzanych rozwiązań w małolitrażowych jednostkach zapożyczonych od Renault. Francuska prokuratura prowadzi śledztwo w poszukiwaniu dowodów na winę Volkswagena, Grupy PSA, Renault i Fiat Chrysler.