Andrzej Lewandowski i Artur Janosz ukończyli pierwszy wyścig weekendu FIA Motorsport Games na znakomitym 4. miejscu! Wszystko to nawet pomimo faktu, że w zielonym, „polskim” Lamborghini Huracanie mieliśmy kapcia.
Pierwszy wyścig weekendu w kategorii GT Cup na FIA Motorsport Games rozpoczął się równo o godzinie 14:30. Andrzej Lewandowski startował z piątej linii, gdzie ustawił się obok Australijczyka Stephena Grove’a zasiadającego w Porsche. Tuż po starcie reprezentant Polski przesunął się na 8. pozycję, wyprzedzając Włocha Gianlucę Rodę Seniora.
Po zaledwie minucie rywalizacji nad torem zawisnęła żółta flaga. Z toru wyleciał bowiem reprezentant Kuwejtu, Khaled Al Mudhaf. Jego Aston Martin był mocno uszkodzony, przez co na Autodromo Vallelunga pojawił się samochód bezpieczeństwa, który prowadził stawkę przez niemal 10 minut.
Po restarcie skutecznie całej stawce uciekał Japończyk Hiroshi Hamaguchi. Kilku zawodników miało problemy na torze – największe z nich Portugalczyk Miguel Ramos, który efektownie wyleciał z toru, zaliczył kilka piruetów i uderzył w barierę. Niestety, problemy dopadły też Lewandowskiego. Polak jechał na znakomitym 5. miejscu, ale niestety, nagle złapał kapcia.
Sytuacja na torze była mocno skomplikowana. Nad Autodromo Vallelunga zaczęło mocno padać. To wywołało chaos. Zawodnicy się ślizgali, obracali, popełniali błąd za błędem. Nikt za bardzo nie chciał zmieniać opon – do otwarcia okienka zmiany kierowcy wciąż pozostawało bowiem około 8 minut, a zjazd na zmianę opon oznaczał, że zespół musiałby zaliczyć dwa pit stopy, co oznaczało sporą stratę czasową.
Taka sytuacja po chwili sprawiła, że błąd popełnił też reprezentant Hiszpanii. Jego samochód stał na wyścigowej nitce, a przez to na tor po raz kolejny wyjechał samochód bezpieczeństwa. Po chwili sprawa się skomplikowała jeszcze bardziej. Dyrektor wyścigu uznał, że jazda na slickach w takich warunkach jest zbyt niebezpieczna i przerwano wyścig czerwoną flagą.
Przy czerwonej fladze wszyscy zjechali do alei serwisowej. Wtedy zezwolono na zmianę kierowcy i w zielonym Lamborghini z biało-czerwoną maską pojawił się Artur Janosz. W pewnym momencie zamieszanie było na tyle duże, że nikt tak naprawdę nie wiedział o co chodzi – czy można zmieniać opony, na jakim ogumieniu należy opuścić pitlane, jaki będzie czas do końca wyścigu, w jakiej kolejności można wyjeżdżać itd.
Wyścig wznowiono po godzinie od jego rozpoczęcia, a zegar pokazywał wciąż 26 minut do końca rywalizacji. Po całym tym zamieszaniu Janosz mógł się oddublować i znajdował się na 15. miejscu. Po wznowieniu akcja na torze była niesamowita. Tak dobrego ścigania nie oglądaliśmy od dawna! Co najważniejsze, w absolutnym trybie ataku znajdował się Janosz.
Polak wyprzedzał jak natchniony i 13 minut przed końcem wyścigu był już na 4. miejscu! Czołowa trójka była jednak daleko, ponad 14 sekund z przodu. Tam zaciekle o zwycięstwo walczyli Dania, Niemcy i Belgia, czyli kolejno Christina Nielsen, Alfred Renauer i Nico Verdonck.
Ostatecznie reprezentacja Polski zakończyła wyścig na 4. miejscu. Mówi się, że dla sportowca to najgorsze miejsce, natomiast po kapciu w pierwszej części wyścigu chyba wszyscy wzięlibyśmy taki wynik w ciemno. Zwyciężyli Niemcy, drugie miejsce zajęła Dania, trzecie Belgia.