Kiedy wczoraj media na całym świecie podały informację, że Michael Schumacher będzie kontynuował rekonwalescencję za pomocą nowatorskiej terapii komórkami macierzystymi, zacząłem zastanawiać się jakie są właściwie szanse na to, by legendarny kierowca Formuły 1 wrócił w końcu do zdrowia.
Nie trzeba być neurochirurgiem by wiedzieć, że urazy czaszkowo-mózgowe, mimo że powszechne, stanowią nadal poważny problem współczesnej medycyny. Duża liczba publikacji na temat różnych aspektów urazów ośrodkowego układu nerwowego nie przekłada się niestety na dane oparte na dowodach naukowych, które w wielu przypadkach jednoznacznie wytyczałyby sposób postępowania.
Zadaniem rehabilitacji jest przywrócenie pacjentom jak najlepszej sprawności psychoruchowej, maksymalnie zbliżonej do stanu sprzed wypadku.
Niestety, w wielu przypadkach u osób po poważniejszych urazach głowy, ze względu na poważne dysfunkcje narządów zmysłów oraz zaburzenia ruchowe, jest to niemożliwe, a pacjenci skazani są na długotrwałą i systematyczną rehabilitację. Zadałem sobie więc pytanie – ile taka rehabilitacja ma trwać, skoro nie przynosi żadnych, lub minimalne efekty? 5 lat, 10, 15?
Pechowy dzień
29 grudnia 2013 roku siedmiokrotny mistrz świata Formuły 1 przewrócił się podczas jazdy na nartach we francuskich Alpach i uderzył głową w kamień. Doznał szeregu obrażeń mózgu, bo kask, który miał na głowie, pękł. Lekarze przeprowadzili dwie operacje, które zmniejszyły obrzęk, i usunęli krwiaki.
Pacjent pozostawał w stanie sztucznie wywołanej śpiączki, aby ograniczyć do minimum reakcje ośrodkowego układu nerwowego na bodźce zewnętrzne i mieć zapewnione w maksymalnym stopniu jak najlepsze dotlenienie tkanki mózgowej.
Dla lekarzy w szpitalu w Grenoble jedno było pewne – po tak poważnym urazie trwałe następstwa mogą być bardzo poważne. Tego dnia rozpoczęła się walka Michaela Schumachera o życie. Trwa do tej pory.
6 lat ciszy
Od samego początku rodzina kierowcy zachowała ścisłą kontrolę nad informacjami na temat stanu zdrowia Michaela. Mimo, że od tragicznego wypadku minie niebawem 6 lat, o postępach w rehabilitacji 7-krotnego mistrza świata dalej nie ma żadnych informacji.
O udostępnienie jakiejkolwiek wiadomości o stanie zdrowia kierowcy apelował swego czasu nawet Nick Fry – który jako dyrektor generalny Mercedesa miał udział w powrocie Schumachera do F1 w latach 2010-2012. Rodzina Schumacherów nadal była nieugięta, a od wypadku poza najbliższymi Michaelowi ludźmi, nikt go nie widział.
Czy można zatem zakładać, że zwyczajnie takich postępów nie ma? Wiele może na to wskazywać. O tym za chwilę.
Nick Fry dla RaceFans.net.: Corinna (małżonka Michaela – przyp. red.) i jego rodzina nie chcą nic powiedzieć na temat stanu zdrowia Michaela. Szkoda. Miliony ludzi kochają go, i to nie tylko w Niemczech. Z tego powodu, ze względu na co osiągnął, ludzie chcieliby wiedzieć co mu dolega. Zasługują na to. Z tego co rozumiem, rodzina Michaela była w stanie zapewnić mu najlepsze możliwe leczenie, dom w Szwajcarii został specjalnie do tego przygotowany. Tam przez całą dobę opiekuje się nim sztab ludzi. Jestem pewien, że w ciągu ostatnich lat opracowano i wypróbowano tam metody, które mogłyby pomóc innym. Może postawiono tam na jakieś innowacyjne leczenie.
Schumacher nie będzie już Schumacherem – będzie Janem Kowalskim
Tuż po wypadku najlepsi neurochirurdzy i neurolodzy na świecie rozpoczęli szereg testów, które miały na celu sprawdzenie, w jakim stanie jest mózg pacjenta. Ale dr Richard Greenwood z University College London Hospital ostrzegał, że sukces, czyli przywrócenie życia Schumacherowi, będzie miał swoją cenę. Niemiecki kierowca jego zdaniem obudzi się jako zupełnie inny człowiek.
dr Richard Greenwood dla „The Times”: Jeśli przeżyje, nie będzie Schumacherem. On będzie „Janem Kowalskim” i terapia będzie skuteczna tylko wtedy, kiedy zaakceptuje bycie nową osobą. Ludzie po takich traumatycznych urazach mają duże problemy z pogodzeniem się ze swoimi ograniczeniami.
Brytyjski specjalista od urazów mózgu przedstawił wtedy wyniki badań, które wykazują, że osoby po urazach głowy umierają przedwcześnie trzy razy częściej niż osoby bez takich przeżyć. Badania opublikowane w periodyku „Journal of the American Medical Association Psychiatry” przeprowadzono na grupie 220 tys. ludzi.
Nowa terapia, stare problemy
50-latek ma kontynuować rekonwalescencję w szpitalu Hôpital Européen Georges-Pompidou, który – jak pisze „Le Parisien” – został zamieniony w bunkier.
Kierowca ma tam zostać poddany specjalnemu leczeniu, któremu przewodzić ma profesor Philippe Ménasché, światowej sławy lekarz i członek Rady Dyrektorów Instytutu Mózgu i Rdzenia Kręgowego. Lekarz jest opisywany jako „pionier terapii komórkowej”.
Francuski dziennik sugeruje, że Schumacher przejdzie specjalną terapię z wykorzystaniem komórek macierzystych. Leczenie ma rozpocząć się już w przyszły wtorek.
Nadzieja umiera ostatnia
Jeśli zatem rodzina Michaela Schumachera podjęła decyzję o rozpoczęciu rehabilitacji w oparciu o zupełnie nowatorską metodę, znaczyć może to niestety tylko jedno – progresu w leczeniu nie ma, a jeśli jest, to na tyle niewielki, że trzeba próbować aktualnie wszystkiego.
Rok temu wybitny neurolog – profesor Mark Obermann, przedstawił nowe badania i powiedział, że obecnie znane są przypadki powrotu do zdrowia osób, które przez długi okres pozostawały w stanie wegetatywnym. „Według badań szwedzkich naukowców 30 – 40 proc. pacjentów odzyskuje świadomość w ciągu 4 lat” – powiedział Obermann na łamach „Daily Express”.
Dodał jednak, że nie miał na myśli całkowitego powrotu do zdrowia: „Wielu z pacjentów może wrócić do życia i patrzeć, jak rosną ich dzieci i wnuki, jakie mają plany i jak sobie radzą w życiu”. Podkreślił też, że w leczeniu Schumachera ważna jest opieka i obecność jego najbliższych.
Czy jest zatem szansa na cudowne ozdrowienie mistrza kierownicy? Cóż, historia zna takie przypadki, a nauka nie stoi w miejscu. Jednak trzeba być realistą – uraz, który przykuł do łóżka Michaela Schumachera jest tak poważny, że szanse na jego pełne wyleczenie są iluzoryczne.
I o ile dla nas, próby leczenia Schumachera za wszelką cenę mogą wydawać się nieuzasadnione, rodzinie nie można się dziwić. Wszak nadzieja umiera ostatnia.