Szef Mercedesa nie jest zachwycony nowymi przepisami. A konkretnie jednym – gwarantującym dodatkowy punkt za najszybsze okrążenie w wyścigu.
Toto Wolff krytycznie ocenia nowy regulamin i zapis, który najszybszemu kierowcy każdego z 21 Grand Prix gwarantuje dodatkowe „oczko”.
W świetle nowych przepisów zawodnikowi, który przejedzie najszybsze okrążenie przysługuje premia w postaci jednego punktu. Stanie się tak tylko wtedy, gdy finiszuje w pierwszej dziesiątce.
Austriak już podczas pierwszego wyścigu w Australii zakazał swoim kierowcom walki o dodatkowy bonus, ale jego polecenia nie zostały zlekceważone.
W Bahrajnie najszybsze „kółko” upolował Charles Leclerc, ale po awarii jednego z cylindrów Monakijczyk musiał ostatecznie zadowolić się dopiero trzecim miejscem na podium. Później nikt w stawce nie chciał już ryzykować, dlatego najszybsze okrążenie zostało ustanowione przez kierowcę Ferrari relatywnie wcześnie – na 38 okrążeniu.
Szef Srebrnych jest złym prorokiem i uważa, że zdecydowanie prędzej, niż później ktoś w walce o jeden punkt straci zdecydowanie więcej – bolid i wysiłki całej ekipy.
Toto Wolff: Jestem bardzo sceptycznie nastawiony do tego, by nasi kierowcy walczyli o najszybsze okrążenia. Pewnego dnia ktoś skończy wyścig na ścianie i odda wiele punktów. Mam nadzieję, że to nie będzie Mercedes.
Dla każdego zespołu to naturalnie czarna wizja. Ale nawet jeśli dojdzie do takiej sytuacji to kibice powinni być zadowoleni. Kontrowersyjny przepis wszedł w życie właśnie po to, aby możliwie jak najlepiej uatrakcyjnić widowisko.
