Jeden z polskich kierowców, który brał udział w tragicznym wypadku na Słowacji w ubiegłym roku wkrótce wyjdzie z aresztu. Przesądził o tym prosty błąd policji na miejscu zdarzenia.
Jak informuje portal Wirtualna Polska, polski kierowca, jadący wówczas w kolumnie jako pierwszy, tuż po wypadku został ukarany przez policję mandatem za prędkość oraz manewr wyprzedzania na linii ciągłej. To wystarczyło, aby obrońcy aresztowanego mogli ubiegać się o jego zwolnienie, bowiem zgodnie z prawem kierowca został już ukarany i nie może odpowiadać za swój czyn drugi raz. Sąd Konstytucyjny na Słowacji przychylił się do rozpatrzenia skargi adwokatów i nakazał zwolnić go z aresztu.
Nowe informacje o Polakach zatrzymanych po wypadku na Słowacji
Przetrzymywanie polskich kierowców w areszcie, w szczególności Łukasza K. to efekt publicznego linczu po wypadku. Widocznie wszyscy muszą cierpieć dla satysfakcji słowackiego społeczeństwa. Mało tego, drogówka nowe nagrania z wykroczeniami innych polskich kierowców oznaczała komentarzami „patrzcie kolejny polski pirat” albo „potencjalny zabójca” – mówi dla wp.pl mec. Bartosz Graś z kancelarii Kijewski Graś w Warszawie.
Do tragicznego zdarzenia 30 września 2018, wtedy właśnie trzech kierowców z Polski urządziło sobie wyścig po słowackich drogach. W pewnym momencie kierowca Porsche zderzył się czołowo z jadącą z naprzeciwka Skodą, której kierowca zmarł w karetce w wyniku odniesionych obrażeń.
Według analizy kierowcy mogli jechać z prędkością ok. 120 km/h – tylko w momencie wyprzedzania. Nie było ścigania się na dłuższej trasie – tak ma wynikać z danych zabezpieczonych z komputerów aut. Nieoficjalnie wiadomo, że posypał się plan oskarżenia polskich kierowców o stworzenie powszechnego zagrożenia dla bezpieczeństwa – za co grozi do 20 lat więzienia.
Dowodem na rzekomo szaleńczy rajd miały być informacje z monitoringu tras na Orawie oraz nagrania z kamer innych kierowców aut. Nowe dowody na winę Polaków jednak się nie pojawiły.
źródło: wp.pl