Przy tworzeniu tego supersamochodu wzięli udział inżynierowie, którzy znają się na swojej robocie. Do tego stylistyka autorstwa studia Pininfarina i… napęd elektryczny. Można hejtować, bo nie V12, ale Battista po prostu broni się osiągami i wyglądem.
Świat motoryzacji zgodnie z trendami ekologicznymi, idzie w prąd. Producenci, także ci oferujący supercary mają tego świadomość, czego przykładem jest właśnie projekt włoskiego studia projektowego.
Sama śmietanka
Ferrari zapowiada w pełni elektryczny model, Lamborghini idzie w hybrydy, Porsche w oba typy alternatywnych napędów. Ścieżkę jaką wybrało Pininfarina to 100% elektryk, stworzony przez ekipę inżynierów, którzy mieli do czynienia z nietuzinkowymi projektami, takimi jak: Bugatti Veyron i Chiron, Lamborghini Urus, McLaren P1, Porsche Mission E, Pagani Zonda, czy Mercedes AMG Project One.
Efekt ich prac? Stworzyli najmocniejszy, seryjny samochód w całej historii włoskiej motoryzacji. 1900 KM i 2300 Nm. Nie mam pytań.
Battista jak Batistuta
Porównanie nie bez znaczenia. Chodzi o przyspieszenie – Pininfarina z miejsca wyrywa do przodu jak niegdyś argentyńska legenda piłki nożnej. Pierwsze trzy cyfry na liczniku Battisty pojawiają się w niecałe 2 sekundy. Od 0 do 300 km/h potrzebne jest mu tylko 12 sekund.
Skąd nazwa? Od imienia założyciela biura projektowego Carrozeria Pininfarina, Battisty Pininfariny, którego pełne nazwisko razem z pseudonimem, brzmiało: Giovanni Battista „Pinin” Farina.
Tak imponujące rezultaty można było uzyskać dzięki zastosowaniu zestawu silników elektrycznych. Można by pomyśleć, że przy takich osiągach szybko padną akumulatory, to tu mała niespodzianka. W pełni załadowana bateria o pojemności 120 kWh daje zasięg 450 km.
Pininfarina Battista właśnie zadebiutował na salonie samochodowym w Genewie.Swoją relację przesłał na media społecznościowe także Nico Rosberg, którego najwidoczniej zafascynował włoski supercar.