Lewis Hamilton wygrał wczoraj piąty wyścig w tym sezonie F1, mniej więcej połowę swojej rocznej normy. To może sugerować, że z pozostałych 9 rund ponad połowę powinien wygrać Brytyjczyk.
Komfort pracy
Statystyki nie są oczywiście żadną wyrocznią, jednak dotychczasowe dokonania Lewisa Hamiltona mogą martwić jego głównego rywala do tytułu, Sebastiana Vettela. Kierowca Mercedesa zazwyczaj zalicza świetną drugą część sezonu. Głównie dlatego, że posiada duży komfort pracy, ponieważ mimo przebłysków Ferrari, Srebrne Strzały i tak w końcu gdzieś wygrywają.
Tego komfortu brakuje zdecydowanie Vettelowi. Na kierowcy zespołu z Maranello ciąży nieustanna presja, przez którą nie można pozwolić sobie na słabsze wyniki. Wiedząc, że Mercedes i tak będzie wygrywał, trzeba budować możliwie dużą przewagę. Gdy się nie udaje po takich błędach jak niedawno na Hockenheimringu, presja jest jeszcze bardziej spotęgowana.
Nie pomoże silnik?
Oczywiście Ferrari przygotowało na ten rok znakomity silnik, o którym mówi się, że jest nawet lepszy niż Mercedesa. Będziemy mogli przekonać się o tym w kolejnych rundach na szybkich obiektach jak Spa Francorchamps, a zwłaszcza na Monzy. Jednak teraz, gdy Hamilton uzyskał 24-punktową (największa w tym sezonie) przewagę nad Vettelem – nawet 2 zwycięstwa Niemca przy podiach lidera punktacji mogą niewiele znaczyć. Należy jednak pamiętać, że w Grand Prix Belgii oraz Grand Prix Włoch to Brytyjczyk ma świetne statystyki.
Ekipa z Brackley też na pewno nie będzie próżnować. Strata do Ferrari (jeżeli jeszcze jest) będzie się zacierać. Zapowiada się na to, że krok po kroku będą dobijać rywali, a na pewno niszczyć ich pewność siebie. Po raz kolejny może okazać się, że bezwzględne niewykorzystanie szans, jakie trafiają się w pierwszej fazie i połowie sezonu to zamykanie sobie drzwi na pokonanie pakietu Lewis Hamilton + Mercedes.
Lepsze osiągi Ferrari mogą pomóc już raczej tylko w walce o mistrzostwo wśród konstruktorów. Na Węgrzech, mimo że Hamilton był otoczony na podium przez kierowców w czerwonych kombinezonach, to z Hungaroringu minimalnie większy dorobek punktowy wywiózł Mercedes.
Jeśli nie mistrzostwo, to co?
Jest jeszcze jednak jeden cel, może najmniej ważny dla Ferrari, ale przy stabilnej formie Kimiego Räikkönena (5 podiów z rzędu) po raz pierwszy od 5 lat na podium punktacji sezonu może być tylko jeden kierowca Mercedesa. Z kolei Scuderia nie miała dwóch zawodników w pierwszej trójce na koniec sezonu od 2006 r. (za Fernando Alonso uplasowali się wtedy Michael Schumacher i Felipe Massa).