Kierowca osobowej Toyoty w Florentynie w powiecie kaliskim zderzył się z dzikiem, a następnie przejechał z wbitym zwierzęciem pod maskę około 20 km. Samochód odmówił posłuszeństwa, gdy całkowicie wyciekły z niego płyny.
46-latek przyznał, że spanikował i nie wiedział jak ma się zachować w takiej sytuacji. O zdarzeniu poinformował policję kilkanaście godzin później. Rzecz jasna nie musiał tego robić, ale jeżeli chciał uzyskać pieniądze z ubezpieczenia AC na naprawdę auta powinien zgłosić zdarzenie.
Mężczyzna pozostawił samochód w zatoczce autobusowej. W kolejnym dniu na miejsce zdarzenia został wezwany lekarz weterynarii, który potwierdził śmierć dzika i pobrał od niego próbki na obecność wirusa ASF. Zwierzę zabezpieczyła Ochotnicza Straż Pożarna, przewożąc zwłoki do utylizacji.
Wiózł pijanego kolegę na masce. Ten spadł, został przejechany i pozostawiony