Konstruktorzy nowego McLarena chcieli osiągnąć kilka celów. Jednym z nich była jak najniższa masa. Dodać do tego inne priorytety, jak duża moc i zaawansowana aerodynamika… Wyszła z tego prawdziwa bestia!
McLaren 765LT – bo o nim mowa – czerpie z modelu 720S. Natomiast spokojnie, nie jest to lifting rodem z Daewoo Matiza. Od razu widać, że mamy do czynienia z prawdziwym potworem. Wystarczy popatrzeć na przód i zdecydowanie większy i bardziej rozbudowany splitter.
Przy progach pojawiły się nowe elementy aerodynamiczne, z tyłu umiejscowiono większy dyfuzor oraz przebudowano cały pas tylny z czterema niesamowitymi rurami wydechowymi. Cały układ jest tytanowy, czyli lżejszy o ok. 40% od poprzednika. Hamulce pochodzą z kolei z modelu Senna i są karbonowo-ceramiczne.
Cienkie, kubełkowe fotele z włókna węglowego, brak nagłośnienia, klimatyzacji, ani kieszeni w drzwiach. Oczywiście można je sobie zamówić na własne życzenie, ale po co? Nie do tego skonstruowano 765LT, aby słuchać w nim Radia Maryja podczas niedzielnej przejażdżki do kościoła.
Niech świadczy o tym silnik – V8 o pojemności 4 litrów, sygnująca się mocą 765 koni mechanicznych i 799 Nm momentu obrotowego. Nowy McLaren rozpędza się do setki w 2,7 s, zaś do 200 km/h w 7,2 s. Maksymalna prędkość samochodu to 330 km/h. 765LT waży zaledwie 1229 kg.