Pamiętam jakby to było wczoraj, kiedy kolega zaprosił mnie w deszczowe popołudnie, żeby pochwalić się nową „grą na komputer”. W blokowiskach królowały popularne pegazusy, a pojęcie dostępu do sieci kojarzyło się z rybołówstwem. I właśnie tego deszczowego popołudnia poznałem gościa, który już na zawsze pozostał w mojej świadomości. Nazywał się Colin McRae.
Mniej więcej w tym samym czasie miała również miejsce premiera kinowej wersji przygód o Harrym Potterze, Adam Małysz zaczynał nieśmiale odnosić swoje wielkie sukcesy, a w dyskotekach królowały przeboje Backstreet Boys. W sumie fajne czasy.
Kiedy wspólnie z przyjacielem usiedliśmy przed monitorem jego składaka, którego parametry techniczne znacznie odbiegały nawet od pradawnych smartfonów, nie wiedziałem jeszcze wówczas, że gra komputerowa może być tak doskonała.
Zrozumcie mnie dobrze – spodziewałem się czegoś w rodzaju platformówki, znanej mi ze wspomnianego wcześniej pegazusa. Kiedy moim oczom ukazało się granatowe Subaru Impreza to oniemiałem. Nie byłem w stanie zrozumieć, jak to możliwe, że wszystko wygląda tak realistycznie. Wtedy chyba nie znałem tego komputerowego pojęcia, ale już wiedziałem, że tego dnia ciężko będzie mnie sprowadzić do domu na kolację.
Sterowanie samochodem, czyli naciskanie odpowiedniej strzałki w odpowiedniej chwili aby wprowadzić maszynę w skręt przyszło mi bardzo łatwo. Wiedziałem jednak tylko tyle, że mam trzymać się dosyć jasno określonej drogi i dojechać do mety. Po trzech treningowych okrążeniach, na których wykręciłem czasy porównywalne do gospodarza imprezy, rozpocząłem stopniowe uzupełnianie braków w wiedzy.
Pierwszym źródłem wskazówek został oczywiście mój przyjaciel, którego ówczesne pojęcie o temacie było znikome, jednak potrafił powtórzyć informacje usłyszane od ojca. I tak dowiedziałem się m.in. że kolor tła za strzałką oznacza stopień trudności kolejnego zakrętu, natomiast fruwające niebieskie schodki to obroty silnika wyrażone w tysiącach. Cyfra znajdująca się pod nimi określała bieg, na którym obecnie jechaliśmy. I tyle.
Wiedziałem co jest czym nie bardzo rozumiejąc co to zmienia. Ale samochód jechał, ja nim sterowałem i dodatkowo potrafiłem określić jego prędkość. A kiedy dowiedziałem się, że współczynnik wyrażony w milach na godzinę nie oddaje szybkości jaką znałem chociażby ze swojego malucha, to zrozumiałem, że tytułowy Colin McRae musi być niezłym wariatem i przy okazji świetnym kierowcą. I wiele się nie pomyliłem.
W swojej bogatej karierze Colin McRae zdobywał tytuły Rajdowego Mistrza Szkocji, Wielkiej Brytanii oraz świata. To ostatnie wyróżnienie osiągnął jako najmłodszy kierowca w historii odbierając puchar w wieku 27 lat. Oprócz cyklu WRC rywalizował również z sukcesami w Race of Champions, Le Mans, Rajdzie Dakar oraz X-Games. McRae został odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego, czyli najwyższym wyróżnieniem państwowym przyznawanym na wyspach.
Szkocki kierowca zginął tragicznie 15 września 2007 roku, rozbijając pilotowany przez siebie śmigłowiec. Dzisiaj mija dokładnie 10 lat od tego zdarzenia. Na pokładzie maszyny znajdowały się jeszcze trzy osoby, które również nie przeżyły katastrofy. W tym jego syn. Colin miał wówczas 39 lat. W pamięci kibiców pozostawił jednak po sobie wizerunek wielkiego kierowcy, przez wielu uznawanego za najwybitniejszego w historii motosportu.
Spora grupa obecnych 20 i 30-latków swoje zamiłowanie do sportów motorowych zawdzięcza właśnie popularnemu „Colinowi”. Seria gier z jego udziałem stała się tak popularna, że wychowała nawet Rajdowego Wicemistrza Polski sezonu 2016, Jakuba Brzezińskiego. Trafił on bowiem do motosportu poprzez zwycięstwa w… wirtualnych turniejach. Z tego powodu wielu kibiców wspominając o Brzezińskim używa przydomka „Colin”, chociaż sam zawodnik stara się walczyć z tą manierą.
Nie ulega wątpliwości, że pomysł brytyjskiego studia Codemasters, które do promowania swojego produktu użyczyło nazwiska Colina McRae był marketingowym strzałem w dziesiątkę. Warto zauważyć, że dzięki temu zabiegowi również sam zawodnik w bardzo znaczący sposób poszerzył grono swoich fanów.
Dzisiaj mija dokładnie 10 lat od momentu, w którym kibice pożegnali kierowcę i powitali legendę. Szkot, jak żaden inny zawodnik zapisał się bowiem w pamięci młodych chłopaków na całym świecie. Już na zawsze ich pierwszym skojarzeniem z pojęciem motosportu pozostanie „Colin McRae”.
Szymon Wantulok
Tagi: WRC, Colin McRae, Colin McRae Rally, Jakub Brzeziński