Jari-Matti Latvala przed każdą rundą mistrzostw świata wymieniany jest w gronie faworytów do zwycięstwa. Nie inaczej było w przypadku Argentyny. Znowu wszystko kończy się jednak katastrofą.
Latvala zawsze jest uwzględniany gdzieś w gronie faworytów, ale zastanówmy się, czy słusznie? Wydaje się, że wszyscy po prostu przyzwyczailiśmy się do tego, że Fin zawsze jest wysoko, zawsze w czubie i że zawsze walczy o zwycięstwo. Ale sytuacja od pewnego czasu przecież nie do końca tak wygląda. W tym sezonie przed Rajdem Argentyny JML zajmował dopiero siódme miejsce w klasyfikacji punktowej, za swoimi zespołowymi kolegami, z dorobkiem punktowym zbliżonym do Daniego Sordo, który przecież wycofał się w Monte Carlo i nie startował w Szwecji. W Argentynie znów wszystko poszło nie tak. Jari znów zepsuł swój samochód.
W tym momencie zaczynamy się już zastanawiać, czy wszystko aby na pewno jest w porządku? Chyba nie do końca. Argentyna – uszkodzone zawieszenie, Korsyka – wypadek, Meksyk – 8. miejsce, Szwecja – 7. miejsce, Monte Carlo – ok… 3. miejsce, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni i jak widzimy, podium nie było oznaką czegoś dobrego. Sam postawiłem na Latvalę jako zwycięzcę w Ameryce Południowej, ale teraz zastanawiam się dlaczego? Dlatego, że wygrał kiedyś za kierownicą Volkswagena? Przecież w tym Polo ciężko było nie wygrać, a era Yarisa? Wszyscy podniecali się tym, że Jari wygrywa już drugi rajd w Toyocie w Szwecji w 2017 roku, ale przecież to było jego pierwsze i ostatnie zwycięstwo, co więcej, Fin w ubiegłym sezonie stawał na podium tylko 3 razy, w tym dwukrotnie w dwóch pierwszych rundach.
Statystyki mówią jasno, że to już nie jest ten sam Latvala. Ok, zawsze zdarzały się mu pomyłki, błędy, od czasu do czasu nie wytrzymywała też psychika, ale Fin potrafił mimo wszystko kilka rajdów wygrać. Zawsze był w walce o mistrzostwo do samego końca, ale już począwszy od roku 2016, ostatniego dla Volkswagena w WRC, coś zaczęło się psuć. Latvala nagle stał się ledwie średniakiem. Średniakiem z tendencją spadkową. Jeśli coś się nie zmieni, to właściciele Toyoty mogą mieć na koniec sezonu niezły orzech do zgryzienia.
Wszyscy naturalnie bardzo lubimy Latvalę, bo inaczej się po prostu nie da przy jego charakterze. To taki udomowiony Fin, u którego widać emocje i potrafi się uśmiechać. Stał się on nieodłączną częścią mistrzostw świata i wszyscy jesteśmy do niego przyzwyczajeni, ale każda era kiedyś musi się skończyć. Na zapleczu mamy przecież bardzo mocnych juniorów, jak Pontus Tidemand, czy Kalle Rovanpera, a Toyota sama prowadzi projekt, gdzie wybija się Takamoto Katsuta. Oni przecież też mocno liczą na angaż w fabryce WRC. Ciężko uwierzyć w to, aby z fotelem miał się pożegnać Ott Tanak, którego czymś trzeba było skusić do przejścia z M-Sportu, np. wysoką pensją i dobrym, długim kontraktem = spokojem w życiu. Ciężko też podejrzewać, aby zrezygnowano z przyszłego mistrza świata, Esapekki Lappiego, który pomimo ciężkich początków przejawia ogromny potencjał i rozwija się w zastraszającym tempie. Czasy Latvali mogą się wkrótce skończyć.
Tagi: WRC, Rajd Argentyny