Elektryczna rewolucja w motoryzacji, która dokonuje się na naszych oczach, fascynuje mnie i bawi jednocześnie. Wyobraźcie sobie, że decyzją Unii Europejskiej, głośność napędów w samochodach ma być zmniejszana równolegle do spadającej emisji CO2. Z kolei samochody elektryczne, które generują tyle hałasu, co studenci w bibliotece, mają być od teraz głośniejsze. Ekipa Monty Pythona lepiej by tego nie wymyśliła!
Całe to mieszanie przy dźwiękach silników i wydechów spowoduje, że producentom topowych samochodów sportowych odechce się pracować nad swoimi flagowymi jednostkami napędowymi. Ferrari przestanie brzmieć jak Ferrari, podobnie Aston Martin, Lamborghini, Bugatti oraz sportowe modele wielu innych marek.
Silniki spalinowe mają być cichsze, ale po co, skoro i tak są na wymarciu?
Unia Europejska nakazała, że wraz ze zmniejszającą się emisją zanieczyszczeń generowanych przez silniki spalinowe, spadać ma także poziom hałasu komunikacyjnego. Dzisiaj norma dla samochodów wynosi 72 decybele, ale do 2024 r. poziom ten ma zostać obniżony do 68 decybeli. Wszystko po to, aby zmniejszyć generowany przez pojazdy szum, który stał się już częścią naturalnej tkanki miast i metropolii.
W sumie to nawet dobrze, że w miastach będzie ciszej. Naukowcy mówią, że aby zakłócić spokojny sen, wystarczy hałas już na poziomie 60 dB. Poza tym zbyt częste obcowanie z hałasem może prowadzić do szumów usznych, problemów z krążeniem, a nawet zaburzeń psychicznych.
Warto jeszcze wspomnieć, że wprowadzone rozwiązania, które zmniejszą hałas emitowany przez pojazdy, najpewniej również zostaną wliczone w ostateczną cenę samochodów. Zaostrzenie norm dla emisji hałasu i spalin spowoduje więc, że ceny nowych pojazdów będą dużo wyższe niż obecnie.
Robi się nawet śmieszniej: samochody elektryczne mają udawać samochody spalinowe
Przepisy unijne wymusiły na producentach samochodów elektrycznych wprowadzenie systemu AVAS (Acoustic Vehicle Alert System). W skrócie znaczy to tyle, że silnik elektryczny musi naśladować dźwięk swojego wymierającego poprzednika, aby nie powodować zagrożenia dla pieszych i rowerzystów. Skoro już teraz wielu producentów umieszcza w swoich autach imitacje końcówek wydechu, to w sumie czemu nie mieliby imitować również dźwięku?
System ma działać tak, że przy prędkości do 20 km/h samochód ma generować dźwięk na poziomie minimum 56 dB, a przy wyższych prędkościach – minimum 75 dB. Co ciekawe, ponoć sami ustawodawcy twierdzą, że przy wyższych prędkościach system nie jest potrzebny, bo samochód staje się słyszalny poprzez hałas opon na asfalcie, dźwięk emitowany przez opór powietrza i różne inne czynniki.
Bardziej ciekawi mnie to, czy w ramach systemu AVAS jakiś producent nie pokusi się o wpakowanie soczystego dźwięku V8 do miejskiego kompaktu. Jedyną przeszkodą na drodze do wprowadzenia takiego rozwiązania byłoby chyba tylko własne poczucie wstydu, bo ustawodawcę nie interesuje gama dźwięków, a jedynie głośność mierzona w decybelach.
Producentom nie będzie się już chciało pracować nad swoimi firmowymi silnikami?
Być może dla niektórych będzie to zaskakujące, ale charakterystyczny warkot silników w sportowych samochodach nie jest do końca dziełem przypadku. Producenci przykładają do dźwięku silników nie mniejszą wagę niż do wyglądu samochodu.
Przy projektowaniu silnika Lexusa LFA skorzystano z pomocy inżynierów Yamahy – firmy produkującej instrumenty muzyczne. Pewnie nie tylko dlatego, że Yamaha miała już wcześniej doświadczenie z silnikami Formuły 1. Kiedy zaś Ferrari w modelu z silnikiem z przodu, miało opracować specjalny system rur, kierujących niewielką ilość dźwięku jednostki napędowej do kabiny samochodu.
Bo dźwięk silnika ma ogromne znaczenie, gdy mowa o samochodzie sportowym, który ma dostarczać emocji podczas jazdy. Producenci supersamochodów twierdzą, że dźwięki ich autorskich silników są nie do podrobienia. Ale kiedy ukaże się np. w pełni elektryczny silnik Ferrari, to czy będzie on generował dźwięk charakterystyczny wyłącznie dla Ferrari?
Linkin Park pomaga Mercedesowi w opracowaniu dźwięku silnika elektrycznego
Dźwięki silników elektrycznych nie będą wynikać z szumu zaciąganego powietrza, pracy elementów mechanicznych i układu wydechowego. Będą wynikać raczej z pracy programistów, muzyków i speców od komputerowej obróbki dźwięku. Trudno jest mi sobie wyobrazić, że ich dzieła będą niepodrabialne i charakterystycznie wyłącznie dla jednej marki.
Ale może się mylę? Mercedes-AMG ogłosił już jakiś czas temu, że przykłada ogromną wagę do dźwięku silnika, nawet wtedy, gdy jest to silnik elektryczny. Dlatego niemiecki koncern podjął w tym zakresie współpracę z zespołem Linkin Park, który ma im pomóc w opracowaniu brzmienia elektrycznego silnika, które będzie jedyne w swoim rodzaju.
Ale jeśli się nie mylę, warstwa dźwiękowa silników elektrycznych będzie mogła powstawać w całkowitym oderwaniu od… no cóż, samych silników. Jednostki napędowe będą mogły być dostarczane prosto z Chin, a charakterystyczne dźwięki będą nadawane przez europejskich bądź amerykańskich producentów na etapie swoistej „postprodukcji”. A to może spowodować, że koncernom samochodowym będzie trudniej o motywację do tworzenia autorskich projektów.
Samochody sportowe, które kiepsko się sprzedają. Kultowe modele mogą zniknąć z rynku