Mariusz Stec w mini-wywiadzie po Rajdzie Arłamów przyznał, że jest zadowolony ze swojego zwycięstwa, a fakt, że na starcie nie pojawiła się większość czołówki nie umniejsza jego satysfakcji.
WRC: Jak Ci się jechało w Arłamowie?
Mariusz Stec: – Planem na ten rajd było zdobycie tytułu Mistrza Polski w Open N, więc musieliśmy przyjechać na metę przed Arturem Banasiewiczem. Okazało się, że kiedy mam bat nad sobą i muszę cisnąć, to wtedy nie ma już spokojnej jazdy i tempo jest całkiem niezłe. Od pierwszego odcinka jechaliśmy swoim tempem, które było całkiem niezłe w porównaniu do konkurencji. Jechaliśmy więc swoje, gdyż trasy są bardzo specyficzne, wąskie i nie trudno o błąd, który wyeliminuje Cie z dalszej jazdy. Jechało się bardzo fajnie i wyszło to bardzo dobrze.
Jak Twoim zdaniem spisał się Max Rendina? Nie spodziewałeś się po nim więcej?
– Ciężko powiedzieć, bo Włoch miał problemy już na pierwszym oesie. Drugiego dnia jechał swoim tempem, jednak w sumie spodziewałem się po nim więcej. Myślałem, że mnie zmiażdży, jednak moja strata do niego była mniejsza niż ta, którą zazwyczaj miałem do samochodów R5. Nie wiem jednak z czego to wynika – może on jechał spokojnie, może ja bardziej ryzykowałem.
To było Twoje pierwsze zwycięstwo w generalce rajdu RSMP, prawda?
– Tak, nie mniej przed rajdem nie spodziewałem się tego. Myślałem, że ośki na tych wolnych partiach będą szybsze od nas, zwłaszcza że tam cały czas ważyły się losy tytułów i chłopaki nie odpuszczały. Pamiętam, że kiedy Bouffier jechał Peugeotem R2 w Rzeszowie i nie mieliśmy z nim żadnych szans. Myślałem więc, że Grzesiek Grzyb, czy Tomek Gryc pojadą szybciej i być może ukończą rajd przed nami.
Tak dopytywałem w poprzednim pytaniu, bo chciałem się dowiedzieć, czy fakt, że w Arłamowie zabrakło całej naszej czołówki, nie osłabia Ci satysfakcji związanej z tą wygraną.
– To był mój drugi pełny sezon w rajdach i nie mogłem sobie pozwolić na odpuszczenie walki o swój pierwszy tytuł. Kocham rajdy, bardzo szanuję osoby, które są w to zaangażowane, a przede wszystkim rodzinę, która wspiera mnie w mojej pasji. Dlatego też musieliśmy pojechać. Ciężko jednak powiedzieć, czy ma to wpływ na moją satysfakcję. Są tacy, którzy mi gratulują, są inni, którzy się z tego śmieją… ale takie mamy czasy z tym prawie anonimowym internetem. Ja się jednak bardzo cieszę, dziękuje wszystkim, którzy mi pomogli. Ciężko powiedzieć jakie było nasze tempo, gdyż nie było czołówki, jednak cieszymy się z tego. To kawałek historii w naszych rodzinnych startach i mamy nadzieję, że gdy pojawi się kolejna taka okazja, to także ją wykorzystamy. Na pewno jest to spore przeżycie, gdyż nigdy nie wygrałem takiego rajdu i pierwszy raz czułem takie emocje – byłem bardzo szczęśliwy.
Rozmawiał: Paweł Zając