Stało się to, na co wszyscy czekali! Na trasach Rajdu Monte Carlo pojawił się śnieg i rozpoczęła się prawdziwa ruletka. Rozbieżność czasowa była tutaj wręcz niewiarygodna, a najlepiej na oesie poradził sobie Andreas Mikkelsen.
Kiedy wyjrzeliśmy o poranku przez wyimaginowane okno na Francję, na naszych twarzach pojawił się szeroki uśmiech. Stało się to, co podejrzewaliśmy – spadł śnieg! Oznaczało to ni mniej ni więcej, że sobotniego poranka wszystko rozpoczęło się od nowa. Wczorajsze wyniki po suchym asfalcie nie miały już większego znaczenia.
Dzisiejsze emocje rozpoczęły się o godzinie 8:08. Wszystko rozchodziło się nie o to, żeby wykręcić najlepszy czas, a o to, żeby utrzymać samochód na drodze i go nie rozbić. Dani Sordo utknął poza drogą, Elfyn Evans, Andreas Mikkelsen i Kris Meeke się obracali, generalnie panował jeden wielki chaos, a zawodnicy na mecie zgodnie podkreślali, że to okropne, nieprawdopodobne wręcz warunki.
Rozbieżność czasowa na OS9 Agnières-en-Dévoluy – Corps 1 była ogromna. O ile w przypadku Craiga Breena ponad 3-minutowa strata jest zrozumiała, bo on otwierał drogę i przecierał śnieżne szlaki, to pozostałe czasy robiły nam spore zamieszanie w głowach. Najlepszym wynikiem popisał się ostatecznie Andreas Mikkelsen, który o 22,2 s pokonał Sebastiena Ogier, zaś oesowe podium uzupełnione zostało przez Jariego-Matti Latvalę – on stracił do Norwega aż 51,1 s!!! To jeszcze nie wszystko. Ott Tanak był 4. i stracił 1 minutę i 25 sekund, a Thierry Neuville był z tyłu o prawie 2 minuty!
Przewaga Sebastiena Ogiera nad Ottem Tanakiem w klasyfikacji generalnej wzrosła w mgnieniu oka do 1:18,4 s. Na podium awansował Jari-Matti Latvala, a czwarty jest kolejny zawodnik Toyoty – Esapekka Lappi.
Tagi: Rajd Monte Carlo, WRC, Monte Carlo