Wszystkie dni pozostałe do rozpoczęcia 40. edycji Rajdu Dakar można już odliczać na palcach dwóch rąk. O zwycięstwo powalczą zawodnicy, którzy zgłosili łącznie 344 pojazdy. To co prawda więcej niż w zeszłym roku, jednak od dłuższego czasu obserwowaliśmy tendencję spadkową. Czy jest to zatem pozytywny punkt zwrotny?
Nie ma co ukrywać, że Rajd Dakar to impreza, na którą mogą się porwać nieliczne i wybitne jednostki. Mordercze, pustynne warunki panujące na trasie, biwakowy tryb życia nie ułatwiający sportowcom regeneracji oraz kilkuset kilometrowe odcinki specjalne to nie jedyne zmartwienia śmiałków zgłaszających się do kolejnych edycji imprezy odbywającej się od kilku lat za oceanem – Zanim rajd przeniósł się do Ameryki Południowej, logistyka było o wiele prostsza. Gdy startowano w Europie, transport sprzętu trwał zaledwie dwa – trzy dni, a jego powrót drogą morską nie więcej, niż dwa tygodnie – mówi przedstawiciel Rajdu Dakar na Polskę, Grzegorz Gac.
W materiale „Przygoński chce powalczyć z Loebem” zawodnik reprezentujący barwy ORLEN Teamu tłumaczył jak radzi sobie w tej sytuacji. Jeden z dziesięciu zgłoszonych do przyszłorocznej imprezy Polaków korzysta m.in. z treningów na specjalnym symulatorze. A jest to w zaistniałej sytuacji nieodłączny element przygotowań. – Obecnie kierowcy pozbawieni są swoich maszyn przez ponad dwa miesiące. Przez ten czas nie mogą trenować ani pracować nad udoskonalaniem sprzętu, nie mówiąc już o startach. Duże zespoły fabryczne dostarczają swoje pojazdy tuż przed startem drogą lotniczą, ale to bardzo droga opcja. Większość pojazdów podróżuje drogą morską. Są ładowane na statek pod koniec listopada. Od tego czasu aż do startu rajdu zespoły i kierowcy nie mają z nimi kontaktu. Później maszyny muszą wrócić podobną drogą, także przez Atlantyk. Docierają do Europy już w lutym. Pomijając ryzyko związane z transportem, jest to jeden z czynników utrudniających całe przedsięwzięcie – dodaje Grzegorz Gac.
W 2005 roku na liście zgłoszeń Rajdu Dakar widniało 688 pojazdów. W zeszłym roku było to już tylko 316 maszyn, a od 2012 roku liczba ta nieprzerwanie malała. – Istotną przyczyną malejącej frekwencji jest rosnąca konkurencja ze strony innych rajdów. Mam na myśli na przykład Africa Eco Race czy Silk Way Rally. Co ciekawe, wszystkie te imprezy organizują firmy francuskie. Bez wątpienia barierą są także kwestie budżetowe, bo Dakar to najdroższy ze wszystkich rajdów. Z pewnością jest wielu utalentowanych zawodników, którzy nie mogą sobie pozwolić na start właśnie ze względu na brak odpowiedniego budżetu. Organizatorzy Rajdu Dakar szukają wciąż sposobów, by poradzić sobie z problemem malejącej frekwencji. W 2018 roku na starcie staną już 344 pojazdy, a więc trend spadkowy został zahamowany. Wierzę, że to punkt zwrotny dla Rajdu Dakar i w kolejnych latach liczba ta będzie znów rosła. Mam też nadzieję, że będzie to dotyczyć uczestników z Polski – kończy Grzegorz Gac, który w drugiej części rozmowy, która ukaże się już w najbliższy piątek, opowie o sposobach pomocy kierowanej w stronę zawodników oraz szansach na poprawę frekwencji w nadchodzących edycjach imprezy.
Tagi: Rajd Dakar, Grzegorz Gac, ORLEN Team, Platinum, Przygoński