Pod koniec marca odbyła się pierwsza tegoroczna runda Folkrace Oponeo Cup. Postanowiliśmy  zapytać jednego z organizatorów Marcina Bilskiego o szczegóły tego coraz bardziej popularnego cyklu. 

Czym różni się Folkrace od rallycrossu?

Folkrace po raz pierwszy pojawił się w Polsce około 20 lat temu, jednak dziś jest to zupełnie inna konkurencja. Praktycznie tylko nazwa pozostała taka sama, zasady rozgrywek i cały regulamin opiera się na tym z rallycrossu. W przyszłości rozważamy nawet zmianę nazwy na bliższą rallycrossowi. Obecnie naszym celem jest uczynienie Folkrace’u przedszkolem, przedsionkiem dla rallycrossu. Nasz cykl to zawody okręgowe, skupiające zawodników stawiających pierwsze kroki w motoryzacyjnej karierze. 

Rozgrywacie zawody głównie w Toruniu, to była jedyna opcja?

Tamtejszy obiekt jest świetnie przygotowany pod kątem rallycrossu. Istnieje od dobrych kilkunastu lat. Od trzech lat staramy się modyfikować go i poprawiać na bieżąco. 

Jak wygląda tegoroczna stawka?

Jesteśmy dość zaskoczeni rozwojem sytuacji i frekwencją. Poza naszym cyklem jest jeszcze Rallycross Cup, w którym kilka rund rozgrywanych jest poza granicami naszego kraju. My chcemy robić to lokalnie, aby nie generować niepotrzebnych kosztów, co powinno zwiększyć popularność tej konkurencji w Polsce.

Co trzeba zrobić by wystartować w Folkrace?

Podstawowym wymogiem jest licencja wyścigowa. Staraliśmy się obejść ten przepis, jednak okazało się to niemożliwe, ponieważ licencja i ubezpieczenie są konieczne. Do tego dochodzi oczywiście podstawowe wyposażenie samochodu: klatka bezpieczeństwa, pasy szelkowe i fotele kubełkowe. Jednak tak naprawdę bardzo często samochody przygotowane do zawodów KJS czy supersprint spełniają wszystkie wymogi Folkrace. Chcemy być cyklem dla każdego, dlatego staramy się zapobiec tzw. „wyścigowi zbrojeń” – zabroniliśmy modyfikacji silnika i skrzyni biegów. Dopuszczalne zmiany w samochodzie ograniczają się jedynie to nieseryjnego zawieszenia.

Więcej informacji szukajcie na http://www.folkrace.pl