Światowa Rada Sportów Motorowych dopuściła prywatnych kierowców do rywalizacji w samochodach WRC w specyfikacji 2017. Francuski PH Sport już szykuje pierwsze C3 WRC dla klientów, natomiast Mads Ostberg rozważa krok w tył do WRC 2. Czy w mistrzostwach świata jest jeszcze miejsce dla prywatnych kierowców?
Oczywiście – pierwszym argumentem, jaki nasuwa się na myśl, jest zwycięski w tym roku M-Sport, który jako pierwszy team od niepamiętnych czasów sięgnął po mistrzostwo świata bez fabrycznego wsparcia.
Team prowadzony przez Malcolma Wilsona jest jednak ogromną organizacją, a za sterami zasiadał sam Sebastien Ogier. Mimo iż Francuz zgarnął w sezonie 2017 mistrzostwo indywidualne i zespołowe, zagrażał, że bez większego wsparcia Forda nie przedłuży kontraktu z brytyjską stajnią.
– Byłem bardzo zadowolony z pakietu, jakim dysponowaliśmy w tym roku. Na każdym rajdzie byliśmy szybcy i prezentowaliśmy równe tempo – mówił Seb. – Chcemy jednak uczynić krok naprzód, rozwinąć auto – dlatego mówiłem o potrzebie wsparcia.
W sezonie 2017 kierowcy prywatni nie byli dopuszczeni do startu najnowszymi autami WRC, jednak udawało im się obejść ten przepis za pomocą zgłoszenia przez M-Sport (Mads Ostberg, Lorenzo Bertelli). Mimo to, wydaje się że różnica w kosztach między startem samochodem z 2016 a 2017 jest na tyle ogromna, że mało kto będzie zainteresowany takim rozwiązaniem na kolejny rok.
Mads Ostberg w poprzednim sezonie wystartował w ośmiu rundach WRC za kierownicą Fiesty RS WRC ’17, a jego najlepszym wynikiem było piąte miejsce w Rajdzie Katalonii.
Norweg już dzisiaj wie, że nie pojawi się w Monte Carlo, a sezon 2018 rozpocznie od Rajdu Szwecji. – Rozglądam się za wszelkimi opcjami na przyszły sezon. To, czego jestem pewien, to to, że nie będzie mnie w Monte Carlo. Mój sezon rozpocznie się od Rajdu Szwecji, jednak nie wiem w jakim samochodzie, wszystko jest otwarte. To nie musi być samochód z 2017 czy 2018 roku, musi pozwalać na to, bym ścigał się z przodu i był konkurencyjny.
Zapytany o to, czy rozważyłby przejście do WRC 2, odpowiedział: – Oczekiwałbym zwycięstw lub dojeżdżania do mety albo bycia z przodu, jeśli coś poszłoby nie po mojej myśli. Jeśli wrócę do tej kategorii i cofnę się o krok, muszę wygrywać. Jeśli tak się nie stanie, będę miał dowód na to, że muszę zacząć robić coś innego, a nie chciałbym tego.
Decyzja Światowej Rady Sportów Motorowych pociągnęła za sobą już pierwszych chętnych na wypożyczanie najnowszych rajdówek prywatnym klientom. Mowa tu o Citroenie i jego satelickim PH Sporcie, który obsługiwał francuskie rajdówki w trakcie nieobecności fabrycznego teamu w sezonie 2016.
– Jesteśmy dumni, że to właśnie nas wybrał Citroen Racing, abyśmy oferowali klientom C3 WRC – powiedział Bernard Piallat, dyrektor PH Sport. – To nie jest tylko zwykły, stary samochód rajdowy i logicznym będzie fakt, że C3 WRC będzie zarezerwowany tylko dla kierowców z wystarczającym doświadczeniem, potrafiących wyciągnąć z niego to, co najlepsze.
Prywatnym teamom i kierowcom co raz ciężej jest przebić się także przez mocno napakowaną stawkę WRC 2. Począwszy od wprowadzenia na rynek Fabii R5 jesteśmy świadkami zaciętej walki o mistrzowskie tytuły w tej kategorii rozgrywane pomiędzy Skodą a M-Sportem. W przyszłym roku do tego duetu najprawdopodobniej dołączy również Volkswagen, więc prywatni klienci będą mieli jeszcze większe kłopoty. I nie wynika to bynajmniej z braków warsztatowych czy większego talentu kierowców reprezentujących barwy fabryki.
Pechowe zakończenie rywalizacji w tegorocznym Rajdzie Meksyku wspomina Maciek Szczepaniak, pilot Huberta Ptaszka: – Zakończyliśmy jazdę w bardzo niefortunny sposób – uderzyliśmy płytą o kamień, w efekcie czego uszkodzeniu uległo mocowanie silnika. Co ciekawe, w tym miejscu pojechaliśmy identyczną linią jak Pontus Tidemand. Tyle, że on przejechał ten fragment trasy bez problemów, a my zostaliśmy z uszkodzoną płytą. Analizowaliśmy to na wszelkie sposoby, ale czasami ciężko znaleźć odpowiedź na wszystkie pytania.
Dośc powiedzieć, że ostatnim prywatnym kierowcą, który stanął na podium w Rajdowych Mistrzostwach Świata był Bryan Bouffier. Francuz za kierownicą Fiesty WRC w 2014 roku ukończył Rajd Monte-Carlo na drugim miejscu i do dziś pozostaje ostatnim prywaciarzem, który na poważnie nadgryzł czołówkę z ogromnymi budżetami. Od tego czasu minęło dokładnie 3 lata i 11 miesięcy.
Jednym z zawodników, którzy świetnie prezentowali się w barwach prywatnej ekipy był oczywiście Robert Kubica, który – podobnie jak Bouffier – również w Monte-Carlo zaprezentował się ze świetnej strony, wygrywając odcinek specjalny z Volkswagen Motorsport czy Citroen Racing.
Niestety, jak się później okazało bronienie barw prywatnego składu to walka z wiatrakami i choć pozwala na pokazanie przebłysków geniuszu, prędzej czy później „znajdzie się większa ryba”.
Bardzo ważne w kontekście występów w Rajdowych Mistrzostwach Świata są również transmisje telewizyjne. Te, dzięki niesamowicie interesującym rozgrywkom w sezonie 2017, przyciągnęły przed ekrany urządzeń prawie 0,5 miliarda widzów w pierwszych siedmiu rundach.
Nawiązując do badań przeprowadzonych rzez niezależnych analityków z Nielsen Sports dało to wzrost o równe 17% względem sezonu 2016.
Dla prywatnych kierowców i teamów jest tylko jeden problem… Dla promotora WRC są oni właściwie zbędni i próżno szukać samochodów w barwach ich sponsorów w trakcie relacji LIVE czy podsumowań po każdym etapie.
Tagi: WRC, prywatne zespoły, 2018, rajdy