W 2009 roku zadebiutował na trasach Rajdu Dakar. W Ameryce Południowej, gdzie przyszło mu pierwszy raz powalczyć w pustynnym klasyku okazał się lepszy od swojego nauczyciela i został sklasyfikowany na jedenastym miejscu. Do czołowej dziesiątki zabrakło jedynie 26 minut. Jacek Czachor wywalczył wówczas dwudzieste miejsce. Nie trzeba było długo czekać, by polscy kibice mogli cieszyć się najlepszym motocyklowym występem. Już rok później Przygoński pokazał, że należy do światowej czołówki i ukończył rywalizację na ósmym miejscu.
– Najcięższe chwile przeżyłem, gdy zaczął psuć mi się motocykl. Stanąłem na trasie, rozkręciłem motocykl, zdjąłem zbiorniki paliwa, zdjąłem kask i pomyślałem, że to koniec, trzeciego dnia kończę jazdę. Poskładałem jednak wszystko i pojechałem dalej. Później jeszcze miałem jedną poważną wywrotkę, która kosztowała mnie trochę zdrowia. Podczas tak długiej imprezy zawsze przychodzą momenty utraty sił. Są również chwile, gdy następuje zmęczenie psychiczne – ono jest największym wrogiem zawodnika. W tym roku rajd był dla mnie dużo cięższy niż w zeszłym. Trasa była poprowadzona poza szlakiem, po strasznych dziurach i kamieniach, po których jest naprawdę ciężko jechać na motocyklu. Do tego doszło niewiarygodne tempo jazdy. Żeby walczyć o pierwszą dziesiątkę liczyła się każda sekunda, każdego dnia – mówił po historycznym wyniku Przygoński.
W 2014 roku wzniósł się na wyżyny swoich umiejętności i uzyskał do dziś najlepszy polski rezultat w stawce motocyklistów. Jadąc KTM-em Polak znalazł się na szóstym miejscu, a po przejechaniu ponad ośmiu tysięcy kilometrów do podium zabrakło jedynie 30 minut.