Seria Deutsche Tourenwagen Masters od lat cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Nie tylko w Niemczech, skąd wywodzą się wyścigi DTM, ale również w wielu innych krajach europejskich, a nawet za oceanem. Często dobre wyniki w DTM są bezpośrednią przepustką do Formuły 1. Czy te dwa cykle coś łączy? Biorąc pod uwagę, że samochody niemieckiej serii nazywa się bolidami z dachem – widocznie tak.
Oto BMW M4 DTM Roberta Kubicy na sezon 2020 bez żadnych tajemnic
Przejdź do dyskusjiNa samym początku musimy zaznaczyć jedno – bolidy Formuły 1 są obecnie nieporównywalnie szybsze od samochodów DTM. W tej analizie bynajmniej nie chodzi o to, aby umniejszyć królowej motorsportu. Za przykład możemy podać ubiegłoroczne wyścigi na torze Hockenheimring. W kwalifikacjach F1 pole position dał czas 1:11,767, zaś w rundzie DTM na wygranie kwalifikacji pozwolił czas 1:28,972. Różnica jest wyraźna.
Były natomiast takie czasy, w których konstrukcje F1 mogły ze strachem „patrzeć” na auta DTM. W 1977 roku do DTM zawitały samochody Grupy 5. Oczywiście niemiecki cykl cieszył się wtedy taką popularnością, że ściągnął do siebie więcej takich samochodów, niż World Championship of Makes (obecnie coś pokroju World Endurance Championship), do którego Grupa 5 pierwotnie została stworzona.
Ale do rzeczy – auta Grupy 5 były prawdziwymi potworami. Szybkie i spektakularne, turbodoładowane, z ogromnymi lotkami, wlotami powietrza i spojlerami. Potrzebujecie przykładu? DTM-owskie Porsche 935 budziło postrach. Podczas wspólnej sesji testowej na torze Paul Ricard we Francji wspomniane Porsche roznosiło w pył bolidy Formuły 1, pokazując swoją niezwykłą moc głównie na słynnej prostej Mistral.
Oczywiście od tamtego czasu minęły 43 lata i jak już wcześniej wspomnieliśmy – na torze bezpośrednio nie da się porównać obecnie auta DTM i F1. Tak czy inaczej, auta niemieckiej serii nadal nazywane są „bolidami z dachem”. Dlaczego? Bo są piekielnie szybkie, mocne i niesamowicie pracują pod kątem aerodynamiki.
Wielu zawodników w rajdach przesiadając się z ośki, czy nawet samochodu N-kowego, do auta R5 powtarzało jedno – na początku to walka z psychiką.
Musisz przyzwyczaić swój mózg do tego, że wszystko dzieje się kilka razy szybciej. Musisz maksymalnie opóźniać hamowanie, wykonywać ten manewr kilkanaście metrów dalej niż limit wyznaczyła twoja psychika. Auto R5 robi wszystko lepiej – wybiera nierówności, hamuje, przyśpiesza jak wściekłe. Pozwala praktycznie na wszystko, co sobie wymyślimy.
I dokładnie tak samo jest w przypadku aut DTM – to prawdziwe cuda techniki. W porównaniu do innych serii nagle możesz wcześniej przyśpieszać, później hamować i niezwykle agresywnie pokonywać kolejne sekcje łuków, a docisk i aerodynamika i tak sprawią, że jedziesz jak po sznurku, przecząc na pierwszy rzut oka prawom fizyki.
Przejdźmy do konkretów. Co takiego szczególnego jest w aucie DTM oprócz oczywistych frazesów, które przytoczyliśmy wyżej? Analizy dokonamy na przykładzie BMW M4 Turbo DTM, którym w niemieckiej serii w barwach ORLEN Team ścigał będzie się Robert Kubica.
Samochód został zbudowany przez BMW M Motorsport i oficjalnie zadebiutował na torze Hockenheim, podczas pierwszej rundy sezonu 2019. Początek był całkiem udany, bowiem Marco Wittmann wygrał w M4 zarówno kwalifikacje, jak i pierwszy wyścig roku.
Karoseria samochodu DTM składa się głównie z włókna węglowego, które naturalnie otoczona jest od wewnątrz klatką bezpieczeństwa. Jeśli chodzi o zawieszenie, to tutaj pracują podwójne wahacze z rozpórkami i sześciostopniowe, regulowane amortyzatory ZF Sachs ze sprężynami H&R. Długość – 4,958 mm, szerokość – 1,950 mm, wysokość – 1,200 mm, waga całkowita – włącznie z kierowcą i paliwem – około 1070 kg.
Największą zmianą w M4 DTM jest silnik. Czterolitrowa V-ósemka P66 została na sezon 2019 zastąpiona przez turbodoładowaną jednostkę P48. Inżynierowie BMW zaznaczają jedno – nowy silnik ma o połowę mniejszą pojemność, natomiast generuje większą moc i jest bardziej ekonomiczny.
Obecnie samochód generuje moc na poziomie 610 koni mechanicznych w normalnym trybie i 670 koni w trybie „push to pass”. Jeśli zaznaczymy, że samochód bez kierowcy i paliwa waży 986 kg, przelicznik robi tu naprawdę duże wrażenie.
Przechodzimy do tego, co czyni ten samochód tak wyjątkowym, a więc aerodynamiki. Tylne skrzydło powstało dzięki inspiracji japońską serią Super GT Championship i jest o 520 milimetrów szersze od tego z 2018 roku. Oczywiście skrzydło nadal posiada system DRS znany m.in. z Formuły 1.
Działa on w formie pneumatycznego mechanizmu klapowego, który zmniejsza opór aerodynamiczny generowany przez samochód. Dyfuzor został obniżony, poprawiono także przód i usunięto m.in. tablice rejestracyjne. Było to możliwe dzięki nowym regulacjom „Class 1”. Brak tablic oznacza lepszy przepływ powietrza i poprawiony system chłodzenia. Poprawiono układ wydechowy, lotki, spilitery, a nawet tylną szybę.
Podsumowując – samochód DTM to zalążek, solidny przedsmak tego, co później możemy spotkać w Formule 1 – głównie, jeśli chodzi o połączenie sporej mocy, napędu na tył i niesamowitych rozwiązań technologicznych w zakresie aerodynamiki.
Ten samochód zachwyca, otwiera możliwości, które początkowo może blokować psychika. Możemy się zastanawiać jak to możliwe, że to tak pracuje? Jest znakomity dla kierowcy – po odpowiednim zapoznaniu i zebraniu doświadczenia pozwala na przechodzenie zakrętów w taki sposób i z taką prędkością, o której w innym aucie z dachem moglibyśmy wyłącznie pomarzyć.