Marcin Zabolski13.02.2019

Od 15 lat brakuje Janusza Kuliga. Rajdowa brać wspomina legendę

2636 interakcji Przejdź do dyskusji

Od 15 lat brakuje Janusza Kuliga. Rajdowa brać wspomina legendę

Od 15 lat brakuje Janusza Kuliga. Rajdowa brać wspomina legendę

2636 interakcji

Przed laty mówiło się, że Janusz Kulig jest w czepku urodzony. Na wielu etapach kariery rajdowej towarzyszyło mu szczęście. Sam nie wierzył w przesądy. Dziś mija jednak 15 lat od feralnego piątku 13-tego.

Jego odejście poruszyło i skonsolidowało nie tylko środowisko rajdowe. Janusz Kulig zjednywał sobie w zasadzie wszystkich, którzy mogli go nie tylko bliżej poznać, ale zamienić z nim choćby 2 słowa. Za to uwielbiali go kibice, którzy do dziś licznie odwiedzają jego grób w Łapanowie bądź pamiątkowy kamień przy tzw. patelniach walimskich – kultowym miejscu polskich rajdów.

fot. Jacek Halicki

Dopiero się rozkręcał

Gdy na początku poprzedniej dekady ze sponsoringu w rajdach samochodowych wycofano marki tytoniowe i alkoholowe, Janusz Kulig miał już na koncie m.in. 3 tytuły mistrza Polski (1997, 2000, 2001) oraz wicemistrzostwo Europy (2002) zdobyte wspólnie z Jarosławem Baranem. W 2003 r. pokazał bardzo dobre tempo na trasach Rajdowych Mistrzostwa Świata. Wydawało się, że globalne sukcesy są na wyciągnięcie ręki.

Z tamtego okresu wspominany jest m.in. Rajd Szwedzki, w którym kierowca z Łapanowa bił się o wygraną z legendarnym Stigiem Blomqvistem. Na końcowym blisko 40-kilometrowym OS Hagfors, Kulig dołożył rekordziście rajdu prawie 6 sekund, awansując na 1. miejsce w PWRC. Niestety na końcowym badaniu kontrolnym wykluczono go za niehomologowane koło zamachowe, na które zdecydowano się ze względu na koszty (nie dawało przewagi, ale było po prostu tańsze). Kunszt jazdy po śniegu Janusza Kuliga zrobił jednak w Skandynawii duże wrażenie.

W środku sezonu doszło do zmiany na prawym fotelu. Po wieloletniej współpracy Janusz rozstał się z Jarkiem Baranem. Wówczas 33-latek sięgnął po usługi Macieja Szczepaniaka (był także jednorazowy epizod z kolegą ze szkolnej ławki, Darkiem Burkatem), który zdobył doświadczenie w WRC u boku Tomasza Kuchara. Obaj po raz pierwszy wystartowali treningowo w Rajdzie Nikon i była to ostatnia okazja do podziwiania Kuliga na polskich oesach.

Współpraca nowej załogi na międzynarodowej arenie rozpoczęła się od podium PWRC w Rajdzie Niemiec, a następnie 4. lokaty w tej kategorii podczas Rajdu Korsyki. Nic nie zwiastowało, że będzie to ostatni rajd Janusza w karierze.

fot. Dominik Kalamus

Tuż przed metą

Wkrótce, nieco zaskakująco dla kibiców, Kulig miał powrócić do walki o mistrzostwo Polski, podpisując kontrakt z Fiatem na starty przednionapędowym Punto Super 1600 (miał także wziąć udział w wybranych rajdach w Europie). Przez zimę na głowie Janusza i Maćka były nie tylko przygotowania do nowego sezonu. Łapanowianin spodziewał się przyjścia na świat drugiej córki. Pilot dopiero pierwszej. Dziewczynki urodziły się ok. tygodnia po tragedii. Janusz i Maciek odbyli krótką rozmowę telefoniczną na krótki czas przed karygodnym błędem dróżniczki, która nie zamknęła przejazdu kolejowego w Rzezawie.

fot. Grzegorz Chmielewski

Maciej Szczepaniak: Rozmawialiśmy ze sobą niedługo przed wypadkiem, ale akurat byłem w kolejce, w poczekalni do lekarza, więc umówiliśmy się, że się zdzwonimy jak tylko wyjdę. Gdy wyszedłem to niestety telefon już nie odbierał. Po powrocie do domu dowiedziałem się z mediów, że Janusz miał wypadek. Na początku i tak było to ogromną konsternacją, ponieważ powiedziano, że Janusz Kulig miał wypadek, natomiast pokazano zdjęcia Leszka Kuzaja. Nie wiedziałem czy to Leszek miał wypadek i pomylono nazwiska, czy Janusz miał wypadek i pomylono zdjęcia.

Co on wyprawiał tym Mégane…

Pewnego rodzaju Kuligomania wybuchła w 1997 r., gdy wtedy 27-latek zadziwiał opanowaniem przednionapędowego Renault Mégane Maxi. Samochód w rękach Janusza był w stanie napsuć sporo krwi użytkownikom czteronapędowych potworów. W tamtym roku na tyle skutecznie, że kierowca z Łapanowa został mistrzem Polski, wygrywając tylko Rajd Elmot. W kolejnym sięgnął po 3 wygrane, ale tytuł zdobył Robert Gryczyński. Starsi kibice do tej pory z łezką w oku wspominają epokę Mégane Maxi.

fot. Piotr Zegarmistrz

Jedną z osób, która mogła przyglądać się z bliska pracy najlepszych polskich kierowców rajdowych był Marcin Kwiatkowski. To on dokumentował krajowe i zagraniczne popisy m.in. Janusza Kuliga, z którym zrealizował ostatni wywiad na kilka dni przed śmiercią. Znany producent telewizyjny i filmowy zwrócił uwagę na to, że Janusz imponował nie tylko umiejętnościami za kierownicą. Był ceniony przez ludzi wokół również za swoją autentyczność i podejście do obowiązków.

Marcin Kwiatkowski: Muszę powiedzieć, że bardzo często u ludzi zwracam uwagę na oczy. On miał zawsze takie szczęśliwe oczy. Pamiętam ich [Kuliga i Barana] w Zimowym Rajdzie Dolnośląskim. Wtedy ścigali się tym Mégane i do dzisiaj czuję takie ciarki na plecach, gdy przypominam sobie, co on tym samochodem robił. Jego wszyscy lubili, bo w nim nie było żadnego picerstwa. Była ogromna praca i powaga w tym co on robił. Z przyjemnością się na to patrzyło.

fot. Piotr Zegarmistrz

W podobnym tonie wypowiedział się Jerzy Ciszewski, który w zespole był formalnie odpowiedzialny za PR, ale mocno angażował się także w inne sfery funkcjonowania teamu. Obaj mieli bliską, przyjacielską relację. Odejście Janusza, niewytłumaczalne w ocenie Ciszewskiego, zamknęło dla niego okres działalności w rajdach samochodowych, które już nigdy nie byłyby takie same.

Jerzy Ciszewski: To był taki urodzony optymista, który zawsze się uśmiechał. Zawsze miał dobry humor. Pamiętam, że jak coś się schrzaniło, czy miał wypadek, to można było liczyć na jakieś jego fajne zachowanie, które nijak się miało do potwornego dzwona. Widziałem wiele jego wypadków, natomiast nie rozumiem jak mogło dojść do tej tragedii. Po tym wszystkim uznałem, że nie mogę jeździć na rajdy. Bez niego nie mogłem na to patrzeć.

Szacunek rywali

Zwycięzca 17 rund Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski był lubiany nie tylko przez kibiców. Sympatią i szacunkiem darzyli go także rywale, nawet ci najwięksi. Do dziś wiele osób wspomina finał polskiego czempionatu (wideo powyżej) z 2001 r.

Leszek Kuzaj, Krzysztof Hołowczyc i Janusz Kulig rozstrzygali między sobą tytuł w Rajdzie Warszawskim. Ten pierwszy już w początkowej fazie złapał kapcia, co oznaczało, że w grze zostało dwóch kierowców. Po pierwszym dniu Hołka i Janusza dzieliło 1,8 sekundy na korzyść zawodnika z Olsztyna. Drugiego dnia skuteczniejszy był Kulig. Jednak na ostatnim zakręcie końcowego oesu, Janusz za mocno przyciął zakręt. Ford Focus WRC stanął na dwóch bocznych kołach. Wydawało się, że będzie dachowanie, ale auto wróciło do właściwej pozycji. Kulig wywalczył trzeci tytuł różnicą 5,1 sekundy.

fot. Grzegorz Krajewski

Po latach Hołek z uznaniem wspomina rywalizację oraz postawę samego Janusza. W czasach niezwykłej popularności olsztynianina, wielu konkurentów okazywało mu niechęć. Tej jednak nigdy nie odczuł ze strony, jak go nazywał, Jasia.

Krzysztof Hołowczyc: Jasiu był dla mnie rywalem, ale bardzo go szanowałem. Uważałem go za takiego zawodnika, który się ściga na trasie. Oczywiście, wokół niego pojawiali się ludzie, którzy przyjmowali różne style walki, ale jestem pewny, że on był zawsze poza tym. Jego interesowała walka o sekundy na odcinku specjalnym, a nie zielone stoliki. Miał coś takiego, że miałeś sympatię do tego gościa. On był po prostu rywalem sportowym. Nie rywalem w kontekście życia czy rzeczy, które są pozasportowe. To bardzo ceniłem.

fot. Dominik Kalamus

Uznanie kolegów po fachu wynikało także z profesjonalizmu Kuliga. Jak mało kto potrafił szybko wychwycić, czego potrzebuje samochód, aby móc nim jechać jeszcze szybciej. Swoim zmysłem i wiedzą potrafił się dzielić z innymi.

Tomasz Czopik: Jeszcze tydzień przed tą śmiercią byliśmy razem na otwarciu restauracji w Krakowie. Był taki zadowolony, że podpisał czy miał podpisać kontrakt z Fiatem. Był wtedy na topie i pełen wigoru do dalszego jeżdżenia. Na pewno był wzorem dla wielu kierowców, bo był bardzo opanowany. Miał takie krótkie, szybkie ruchy. Ja z nim bardzo często ustawiałem zawieszenie. Znał się na tym. Bardzo wielu kierowców wsiada do auta i ono jedzie, ale nie wiedzą dlaczego. Janusz był z tych, co potrafił auto ustawić i adaptował się do każdego samochodu.

fot. Grzegorz Chmielewski

Nie dziwi zatem, że 18 lutego w ostatniej drodze Kuliga na cmentarzu parafialnym w Łapanowie towarzyszyli mu także współzawodnicy z odcinków specjalnych. Ubrani w kombinezony trumnę na zmianę nieśli Leszek Kuzaj, Tomasz Czopik, Marcin Turski, Dariusz Burkat, Michał Bębenek, Maciej Baran, Krzysztof Hołowczyc, Maciej Wisławski, Maciej Lubiak oraz Emil Horniaček. Przed żałobnym orszakiem jechał Mitsubishi Lancer Evo VII ze zdjęciami zmarłego. Za konduktem w skupieniu podążały tłumy, które do dziś pamiętają o Januszu Kuligu. Nie tylko w rocznicę.

fot. Grzegorz Chmielewski

Przeczytaj również